Nieuczciwe, ograniczone i nierówne

Wybory do Sejmu i Senatu mają być zgodnie z Konstytucją (art. 96.2 i 97.2) „powszechne, równe, bezpośrednie i proporcjonalne oraz odbywają się w głosowaniu tajnym”.  Październikowe nie będą ani równe, ani proporcjonalne, z wątpliwą tajnością i zagrożoną powszechnością.

Powszechne? Teoretycznie. W 2019 roku Polonia (poza USA) głosowała na opozycję, w 2020 roku Trzaskowski zdecydowanie – 4 do 1 – wygrał z Dudą. No to teraz tak nie będzie! Władza zrobiła co się dało, by głosy Polonii wyrzucić do kosza, czyli odebrać prawo głosu kilkuset tysiącom Polaków.

Po pierwsze – PiS nie zmienił ustawy z 2011 roku, która nakazuje pod rygorem uznania głosów za niebyłe przesłania protokołu głosowania zagranicą w ciągu 24 godzin od zakończenia głosowania. Zwiększono tylko ilość obwodowych komisji wyborczych z 320 w 2019 do 417 obecnie, ale wówczas głosowało 315 tys. osób, a dziś już zarejestrowało się ponad 600 tysięcy. Znaczna liczba obwodów, zarówno w Europie jak i Stanach, to grubo ponad 2 tysiące zarejestrowanych. Test pokazał, że doba wystarczy do policzenia i sporządzenia protokołu z głosowania co najwyżej 1800 osób. Tylko tylu, bo PiS wprowadził kolejny myk, każdą kartę do głosowania musi oglądać  cały skład komisji.  Podział komisji na zespoły został zabroniony, niby w trosce o rzetelność.

Po drugie – PiS połączył wybory do parlamentu z referendum, co oznacza trzy odrębne liczenia i trzy protokoły, czyli wielokrotne wydłużenie czasu liczenia, bo referendalne karty też musi liczyć cała komisja.

Po trzecie wreszcie – PKW (z nominatami PiS) nakazało przesyłanie wyników wyborów wspólnie z wynikami referendum, bo taki system informatyczny został zainstalowany (sic!) i go nie zmodyfikowano, chociaż to żaden problem. Wymysł PKW to też „uproszczenie” procedur, czyli kolejna szansa na pozbawienie prawa głosowania  Polonii.

Proporcjonalne? Bezwzględnie nie? Nawet pisowska PKW zauważyła, że Konstytucja podważana jest z powodu migracji ludności przy braku zmiany podziału mandatów. Już w wyborach 2019 roku zachwiana została proporcjonalność, czyli liczba uprawnionych do głosowania osób w okręgach wyborczych na 1 mandat. Gdyby zachowano tę zasadę , to w 2019 roku PiS miałby o 2 mandaty mniej, PSL – jeden mniej, a KO i Lewica odpowiednia dwa i jeden więcej. Nie zmieniło by to generalnie wyników wyborów. PKW, kierując się konstytucyjną zasadą proporcjonalności, wysłała do Sejmu wniosek o zmianę liczby mandatów w kilkunastu okręgach wyborczych. Marszałek Witek schowała wniosek do szuflady. Nie powstał nawet projekt ustawy.

Przepływy ludności Polski powodują, że wyludniają się wschodnie województwa, wieś i małe miasta, czyli zmniejsza się elektorat PiS. Rośnie natomiast liczba uprawnionych do głosowania w większych miastach, w których PiS ma zdecydowanie mniej zwolenników. Jak „mądre” było kolejne połamanie Konstytucji okazuje się dziś, kiedy o wygranej w wyborach i utrata względnie utrzymanie władzy decydować może jeden mandat. Tymczasem dzięki temu, że zmian nie dokonano, Zjednoczona Prawica otrzymała na starcie wyborów fory w postaci nawet 11 mandatów. Tyle bowiem powinno ubyć w matecznikach tej partii.

Szczególnie ta nierówność dotyka Warszawy, okręgu wyborczego obejmującego także Polonię. Nie dość, że PiS pozbawił ją kilku mandatów, to jeszcze stworzył warunki do pozbawienia głosów Polonii.

Uczciwe? Pusty śmiech! Taki zarzut powoduje oburzenie PiS, ale nieuczciwość w postaci wykorzystania wszystkich możliwości państwa, po opanowaniu praktycznie całych jego struktur, od instytucji administracji publicznej poprzez gospodarcze do mediów tzw. publicznych, jest widoczna gołym okiem. Codziennie od kilku lat trwa okłamywanie społeczeństwa, nagonka na opozycję i każdego uznanego za przeciwnika. I nie wymaga to dokumentowania. Na te działania idą  też ogromne pieniądze.

Tylko „tłuste koty”  – to określenie Kaczyńskiego – wpłaciły na kampanię wyborczą PiS 7 mln złotych. Trochę z wdzięczności za posady, ale także z powodu: dostałeś – płać – bo stracisz, co ujawnili dziennikarze. Miliony złotych na „popularyzację” referendum z tezą wydały fundacje państwowych spółek powołanych do całkiem innych celów. W spotach, przypadkowo oczywiście, dominowała pochwała władzy.

Miliony złotych z budżetu wydano na promocję 800+, jakby zwiększenie kwoty o 300 zł wymagało wytłumaczenia jak ten „skomplikowany” proces bezpiecznie przejść. Pieniądze z podatków szły też do dziwnych fundacji typu GONGO – rządowa organizacja pozarządowa. To niby społeczny twór utrzymywany przez państwo. Np. działacze PiS związani z Czarnkiem powołali kilka lat temu Fundację Rozwoju Gospodarki i Innowacji im. E. Kwiatkowskiego. W ciągu tygodnia na spoty w internecie „reklamujące” referendum fundacja wydała milion złotych, więcej niż Lewica, Konfederacja i Trzecia Droga w całej kampanii. Skąd miała kasę? Z budżetu państwa w kilka lat otrzymała 8,5 mln złotych. A to nie był przypadek odosobniony.

Mam nadzieję, że ogromne pieniądze, w sporej części finansowane długiem, które poszły na utrzymanie PiS przy władzy, zamiast chociażby na podtrzymanie ledwie dychającej służby zdrowia, nie przyniosą wyborczego sukcesu. Że winni rozrzutności zostaną rozliczeni. Zależy to od naszych głosów. Od tego jak licznie udamy się do urn.

A Polonia, by nie zmarnowano jej głosów, powinna nie uczestniczyć w referendum. Odmawiając przyjęcia kart referendalnych umożliwią komisjom zaoszczędzić czas na ich liczenie i zdążyć z wysłaniem sprawozdań w 24 godziny.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments