Dwuletni malec z łopatką w piaskownicy kontra banda Rudego – partyjna telewizja PiS może już odetchnąć z ulgą. I znowu udawać, że jest publiczną, bo przecież ustawowy obowiązek debaty wyborczej wypełniła. Mimo, że debata debatą nie była. Nie było dyskusji i wymiany poglądów z udziałem moderatora, była seria pytań, powtarzanych, by się utrwaliły. Nie tyle odpytywanym, co widzom, bo każde pytanie zawierało obszerne wyjaśnienie, że rząd PiS jest cacy a opozycja, znaczy Tusk, PO i PSL – niszczyli nasz kraj i chcą to czynić ponownie.
Prowadzący pan Rachoń i jego koleżanka miny mieli raczej posępne. Być może wynikało to z faktu, że musieli pozwolić niechcianym gościom TVP na wypowiedzi bez zagadywania i poleceń typu: proszę odpowiadać „tak” albo „nie”, krótko. Chociaż krótko było. Politycy mieli do dyspozycji po 60 sekund, czyli tyle miej więcej ile brzmiało pytanie. Przy czym aż dwa pytania trwały nawet o 10 sekund dłużej od odpowiedzi. Cała „debata” prezentowała się niczym spektakl w 7 odsłonach przerywanych reklamami o dobrym rządzie i złej opozycji. Rachoń miał jednak satysfakcję, bo nie pozwolił Tuskowi przywitać widzów.
Dla widzów TVP Info chyba największą atrakcją było właśnie ujrzenie na żywo Tuska, którego oglądają co prawda codziennie w montowanych zgrabnie hejtach, a słyszą o nim jeszcze częściej. Tym razem Tuska mogli doświadczyć bez montażu. Usłyszeć co i jak mówi. Podobnie jak Hołownię i Bosaka czy Scheuring-Wielgus z Lewicy. I po raz pierwszy usłyszeć, chociaż pobieżnie, o aferach, o których w państwowej telewizji się nie słyszy. Na ile one trafią do widzów pisowskiej telewizji, trudno powiedzieć.
W mojej ocenie ta ostatnia trójka wypadła najlepiej, chociaż Bosak zbyt sztywny i hasłowy. Konkretny, ale nie przekonywał. Za to Scheuring-Wielgus emocjonalna i przekonująca, a Hołownia zaskoczył błyskotliwością i puentowaniem Morawieckiego. Tusk niepotrzebnie reagował na zaczepki obecnego premiera, a ten w każdej wypowiedzi dogryzał byłemu szefowi.
Przedziwna formuła debaty sprowadzała się do lansowania pisowskiego referendum z ukierunkowanymi pytaniami o nieistniejących problemach i sporach: relokacji „nielegalnych”, płocie na granicy, wyprzedaży majątku, wieku emerytalnym czy bezrobociu. W odpowiedziach widzowie mogli usłyszeć, że inne partie dostrzegają jednak ich rzeczywiste problemy i mają wizje ich rozwiązania. Po raz pierwszy też usłyszeli o sprzedaży za bezcen LOTOS-u, o Morawieckim namawiającym do podwyższenia wieku emerytalnego, wycinaniu na potęgę lasów, upadku tysięcy firm i sprowadzaniu setek tysięcy imigrantów.
I Rachoń miał coraz smętniejsza minę, bo nie mógł ani przerwać ani zakrzyczeć. I dopiero po „debacie” ten kto został na kanale TVP Info mógł posłuchać, jak bardzo zdenerwował propagandzistów PiS przekaz polityków opozycji. Pofolgowali sobie dmuchając w tą samą trąbkę. A w „Wiadomościach” można było zobaczyć pana politologa, który z pełną powagą oświadczył, że „debatę” wygrał premier Morawiecki. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie oświadczał to w pełnym dziennym świetle.
To zaś co i jak mówili stało w jaskrawej sprzeczności do apelu Hołowni, by atak na Izrael był dla nas ostrzeżeniem: kraj ten zaatakowano, bo został osłabiony wewnętrznym konfliktem, a u nas jest on ciągle przez PiS potęgowany. Także do zapewnień posłanki Lewicy, że jej partia zadba o prawa kobiet i najsłabszych. Wyzwanie Kaczyńskiego i Morawieckiego przez Tuska na prawdziwą debatę pewnie zostanie bez odpowiedzi. Obaj wiedzą, że takie bezpośrednie starcie zniweczyłoby ostatecznie ich szanse na wyborczy sukces. Nie są tchórzami. Są realistami.
Włodzimierz Brodiuk