Władza babć i dziadków

Pesymiści twierdzą, że jesienne wybory parlamentarne będą ostatnimi zachowującymi resztki standardów demokratycznych. Kolejne przypominać będą coś pośredniego między węgierskimi i rosyjskimi. Pozostaną pozory, a wprowadzone mechanizmy wyborcze zapewnią zachowanie władzy „właściwej” partii.

W necie krąży fake jakoby Kaczyński zapowiedział już w 2013 roku, że raz zdobytej władzy nigdy nie oddamy”. Kaczyński nigdy tak nie powiedział, ale do tego dąży. Przy czym wie doskonale, że w systemie demokratycznym nie jest to możliwe. Chyba, że ten system się zmieni. Chyba, że jedna partia zmonopolizuje całą władzę i media, ba, wszystkie struktury państwa.
W 2010 roku ostrzegał wprost, cyt: „Demokracja monopolu nie znosi. Jeśli jakaś władza ma wszystkie stanowiska w państwie; jeżeli do tego ma prezydenta; jeśli do tego proszę państwa ma poparcie potężnych mediów, które nie zauważają jej błędów, które w jednych oczach widzą źdźbło, a w innych belki nie widzą (żeby się odwołać do Ewangelii), to wtedy, proszę państwa, z naszą demokrację może być naprawdę bardzo niedobrze.”  

Dziś jest z polską demokracją „niedobrze”. Dzięki akurat Kaczyńskiemu. Władza, czyli PiS, czyli Kaczyński, ma prawie wszystko w garści. Poleceń z Nowogrodzkiej nie wykonuje jedynie Senat, szykanowani sędziowie, część mediów  i NIK. Reszta jest już „swoje”: prezydent, rząd, Sejm,  Trybunał Konstytucyjny, kierownictwo sądów, policja, służby specjalne, TVP i Polskie Radio, większość lokalnej prasy wykupionej przez Orlen, spółki skarbu państwa. Nie udało się jeszcze spacyfikować wszystkich sędziów i prokuratorów. Wkurza część, sprowadzonych do roli partyjnych pałkarzy i ochroniarzy, policjantów. Nie wiadomo jak w przypadku społecznego buntu zachowałoby się wojsko. Nie powiodło się uciszenie TVN i podporządkowanie Internetu. Przeszkadza członkostwo w Unii Europejskiej.

PiS potrzebuje jeszcze tylko jednej kadencji, by Warszawa stała się – zgodnie z zapowiedzią prezesa – co najmniej drugim Budapesztem. Politycy PiS nie ukrywają tego. Tymczasem całkiem realna jest możliwość porażki. Jak temu przeciwdziałać, zwłaszcza gdy narasta kryzys gospodarczy i drożyzna?  Nadzieja w utrzymaniu twardego elektoratu. Dzięki rozproszeniu opozycji pozwoli to na wygranie wyborów, otrzymanie premii wynikającej z ordynacji wyborczej i szansę na utworzenie rządu.

Podległe PiS i uzależnione od rządowych dotacji i reklam państwowych spółek media wzmagają ataki na opozycję i Tuska. Winą za wszystkie problemy nieudolnych rządów obarcza się wojnę, opozycję, Niemcy i Unię Europejską.  Do elektoratu PiS nie docierają ujawniane przez niezależne media i opozycyjnych posłów afery, informacje o korupcji i nieudolności. Za to przekupuje się go pieniędzmi z budżetu. To się sprawdziło w wyborach 2019 roku, ma się powtórzyć w 2023. Równolegle „wzmacnia się” budżetową kasą „swoje” fundacje, organizacje i stowarzyszenia, które w przypadku porażki pozwolą na przetrwanie partii i działaczy.

Wzmocnić propagandowy przekaz o „nie polskiej opozycji” ma też powołanie przez PiS Państwowej Komisji „do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne w latach 2007-2022”. Ustawa obdarzyła ją – wbrew Konstytucji –  uprawnieniami prokuratury, policji, sądu i służb specjalnych. Poseł Kowalski nie ukrywa: ma zająć się Tuskiem i pozbawić go praw obywatelskich. Senat pewnie ustawę odrzuci, Sejm odrzuci veto Senatu i zadecyduje prezydent Duda. Jeżeli ustawy nie podpisze, to i tak PiS osiągnie swój cel: przekieruje uwagę z afer i przekrętów PiS na „szkodliwe działania” Tuska, o czym pełno będzie nie tylko w TVP. 

To smutne, ale siedem lat rządów PiS przyzwyczaiło społeczeństwo do łamania Konstytucji, tworzenia prawa pod partyjne potrzeby, korupcji, nepotyzmu i kolesiostwa, bezkarności partyjnych działaczy.

Równie smutny jest fakt, że PiS sprawuje władzę i może doprowadzić do zbudowania w Polsce fasadowej demokracji, dzięki babciom i dziadkom, wbrew dążeniom i potrzebom wnuków. Aż 81 proc. wyborców PiS to ludzie powyżej 50 roku życia. Gdyby tylko ta grupa wiekowa brała udział w wyborach to PiS zdobyłby 53 proc. głosów, KO – 28 proc. Inne partie by się nie liczyły. PiS mógłby zmienić Konstytucję pod gust i widzimisię swego autorytarnego prezesa.

Całkiem inny (dane za sondażem IPSOS dla OKOpress) byłby obraz głosowania wyborców w wieku 18 – 49 lat, a więc generalnie tych, którzy są przyszłością każdego kraju i narodu. Wygrałaby KO – 27 proc., przed Konfederacją 21 proc.. Po 12 proc. głosów zdobyłaby Lewica i PiS, 9 proc. – Polska 2050, 7 proc. – PSL. Obecna opozycja zdobyłaby 258 mandatów.

Warto też zwrócić uwagę na  aktywność wyborczą. O ile pewność udziału w wyborach deklaruje ponad 80 proc. wyborców powyżej 60 lat, to tylko 39 proc. – w wieku 18-29 i 50 proc. w wieku – 30-39 lat.

W świetle tych danych nie dziwi dbałość i dopieszczanie emerytów przez PiS. Pod ten elektorat (i wiejski) Zjednoczona Prawica znowelizowała Kodeks Wyborczy. Starzy mają mieć do urn bliżej i skorzystać z dowozu. Przy okazji utrudniono głosowanie wyborcom z zagranicy, którzy w większości nie popierają PiS.

Zjednoczona prawica liczy na utrzymanie się nastawienia wyborców. Opozycja – jeżeli chce wygrać – musi zaktywizować młodszą część naszego społeczeństwa. Przekonać, że jeżeli nie chcą żyć w Polsce swych babć i dziadków to muszą pójść do urn i odesłać PiS do opozycji.

A tak na marginesie: w rodzinie zazwyczaj babcie i dziadkowie dbają o przyszłość swych wnuków. Często własnym kosztem. W kraju za ich wybór zapłacą wnuki.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments