Obyś żył w ciekawych czasach! Jedni twierdzą, że to starochińskie błogosławieństwo, inni – że raczej przekleństwo, a jeszcze inni wiążą je z angielskim politykiem Chamberleinem, który u schyłku XIX wieku ostrzegał przed nieprzewidywalnością naszych losów. No cóż, żyjemy w ciekawych czasach. Aż tak ciekawych, że zaczynamy tęsknic za mniej ciekawymi, a nawet nudnymi, lecz spokojnymi i przewidywalnymi.
Tęsknocie tej sprzyja koronawirus i bestialska agresja Putina na Ukrainę, która faktycznie jest atakiem na cały świat. Terrorysta Putin nie tylko morduje i niszczy sąsiedni kraj, ale sprowadza głód na kraje trzeciego świata, zaprzepaszcza dotychczasowe plany i działania powstrzymania degradacji klimatycznej Ziemi. Nie wiem do czego faktycznie zmierza ten dyktator, ale już zapisał się w historii obok Hitlera, Stalina i Pol Pota, jako jeden z największych zbrodniarzy nowożytnej ery.
Na krajowym poletku te dwa wstrząsy ujawniły, że PiS nie potrafi sobie radzić z kryzysowymi sytuacjami, a jego polityka jest dla naszej ojczyzny zgubna. PiS doszedł do władzy w kraju, który obronił się przed załamaniem gospodarczym, jego gospodarka, wspomagana unijnym wsparciem inwestycyjnym, nabierała rozpędu, a finanse dawały gwarancje stabilnego rozwoju. Dziś politycy Zjednoczonej Prawicy winą za obecną sytuację obarczają Putina, pandemię, Unię Europejską i – jak w każdym przypadku swej porażki – Tuska i opozycję. Fakty są jednak takie, że chociaż wirus i wojna miały i mają wpływ na inflację i pogarszającą się sytuację życiową Polaków, to jednak główną zasługę trzeba przypisać rządom Zjednoczonej Prawicy.
„Kiedy PiS w 2015 r. dochodził do władzy, dokładnie przeanalizował sobie Polskę i Polaków. Z socjologicznego punktu widzenia jesteśmy patologicznie sprywatyzowanym społeczeństwem o niskim kapitale społecznym, braku rozumienia dobra publicznego, nierozumiejącego kultury kontraktu.” – twierdzi socjolog i politolog, prof. dr hab. Radosław Markowski. „Większość elektoratu PiS nie rozumie, że publiczne elementy naszego otoczenia, czyli cała infrastruktura (żłobki, przedszkola, służba zdrowia) sprzyjają jakości naszego życia. On rozumie tylko 500 plus we własnej kieszeni.”
Kaczyński doszedł do władzy wykorzystując dobrą sytuację gospodarczą, z której – niestety – nie korzystała spora część naszego społeczeństwa. Rząd PO i PSL w budowaniu gospodarczych podwalin rozwoju kraju „nie odczytał” oczekiwań ludzi. „Ciepła woda w kranie” już nie wystarczała. Tymczasem Kaczyński zapowiadał eldorado, szybkie dorównanie do poziomu życia Niemców i Skandynawów. Ba, przegonienie ich.
Z jednej strony obietnice i 500+, z drugiej tworzenie „wrogów” z wydumanych elit, kast i „ideologii” LGBT, wspomaganej wyimaginowanym zagrożeniem ze strony tych „wrogów” dla wiary i narodu oraz ze strony Niemiec i Unii Europejskiej dla niepodległości Polski – to koktajl, który pozwolił PiS wygrać kolejne wybory i utrzymać wsparcie milionów wyborców. Dziś Kaczyński i jego ludzie objeżdżają kraj z tą samą retoryką. Eskalują obietnice i emocje. Bez oglądania się na konsekwencje sieją nienawiść. Starają się umocnić własny elektorat. Także poprzez cały aparat propagandowy TV Kurskiego i koncernem medialnym Obajtka. Czy to wystarczy?
Dziś nie ma już co rozdawać. PiS przejadł zapasy stworzone przez swoich poprzedników, a własnych nie zbudował. Inflacja pożera trzynastki i czternastki. Sprawdzony aparat urzędniczy zastąpiony został działaczami jedynie słusznej partii, rodzinami i kolesiami. W efekcie praktycznie nie ma ustaw i decyzji, które by nie stwarzały kolejnych problemów. Jak w każdej wodzowskiej partii politycy oglądają się przy tym na szefa, a szef coraz starszy i mniej sprawny. Nie tylko fizycznie. Co gorsza Kaczyński narzucił narrację, że tylko władza ma rację i każde poprawki i inicjatywy opozycji, nawet te, które mogłyby pomóc władzy, z zasady są wrzucane bezwzględnie do kosza.
PiS zmarnotrawił szansę na państwo dobrobytu marnotrawiąc potencjał kraju i Polaków. Politycy typu Kaczyńskiego uważają, że zjedli wszystkie rozumy i z doświadczeń innych korzystają, tylko wówczas, gdy odpowiadają one ich zapatrywaniom. Budowanie dobrobytu to wieloletnie inwestowanie w infrastrukturę, technologię i kadry. Dawanie pracy, a nie rozdawanie zasiłków. Budowanie sprawnego szkolnictwa i inwestowanie w naukę, a nie chrystianizacja a’la Czarnek.
Tak jak w przypadku walki z inflacją, gdy Glapiński podnoszeniem stóp procentowych próbuje gasić pożogę, a Morawiecki podsyca ogień zapowiadając kolejne „antyinflacyjne pomoce”, tak jest i z budową owego pisowskiego dobrobytu. Bo nie o dobrobyt chodzi. Celem jest wygranie kolejnych wyborów. Bez oglądania się na konsekwencje.
„PiS bardzo dobrze zdefiniował swój elektorat – ocenia prof. Markowski. Przy niskiej frekwencji wyborczej 5,7 mln głosów wystarczy, by zdobyć większość w parlamencie. I tak można sobie uprawiać rozdawnictwo w kraju, liczącym 40 mln ludzi, uprawiając kreatywną księgowość, przekupywać ludzi słabo wykształconych, którzy tylko w państwie upatrują gwarancji, że jakoś im się będzie żyło”
To trafna i smutna diagnoza polskiego nieszczęścia.
Włodzimierz Brodiuk