Wojna na frazesy

Z dużym zaciekawieniem przeczytałem wypowiedź na FB radnego  Ostródy Adriana Godlewskiego, opisującą sesję absolutoryjną, która odbyła się 29 czerwca, na której to obecny burmistrz nie otrzymał  od radnych absolutorium z tytułu wykonania budżetu. I to po raz trzeci.

Tradycyjnie już radny kruszył kopie na burmistrzu, ze swadą wytykając mu wady, zaniechania  i nieudolności. To burmistrz – jego zdaniem – winny jest za wszelkie „kłopoty” miasta, za brak rozwoju i perspektyw rozwoju. Nie pierwszy to taki tekst i pewnie nie ostatni w toczącej się „wojnie” między partyjnymi radnymi a bezpartyjnym burmistrzem i darowałbym sobie jakikolwiek komentarz, gdyby radny nie użył argumentu „od czapy”.

Radny pisze, że prezentował podczas sesji stanowisko Klubu Radnych Koalicji Obywatelskiej
i  wymienia przyczyny nie udzielenia absolutorium, a  w tym (cytuję): Brak odpowiedniego nadzoru nad spółkami. Najjaskrawszym przykładem jest kondycja Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej, które pod koniec 2021 roku stanęło na krawędzi bankructwa. Żeby ratować miejską ciepłownię, ostródzianie musieli wysupłać z budżetu aż 4 miliony złotych! Do tego dochodzą rosnące rachunki”.

Tym wpisem Godlewski sugeruje , że przedsiębiorstwo było źle zarządzane i stanęło na krawędzi bankructwa, bo nie było „odpowiednio” nadzorowane. To tak jakby problemy miejskiego ciepłownictwa zaczęły się wraz z kadencją burmistrza Michalaka.  Pan radny  jest radnym miejskim po raz pierwszy, ale miał wiele informacji, o tym że decyzje mające wpływ na obecną sytuację MPEC podjęto w kadencji poprzedniej. To za burmistrza Najmowicza zadecydowano o budowie sieci na Osiedlu Grunwaldzkim i  budowie kogeneracji. Milionowe wydatki na te inwestycje ograniczyły możliwości kredytowe miasta, zniweczyły możliwości kredytowe MPEC i zadłużyły firmę. Pierwsza decyzja była całkowicie nieprzemyślana i podjęta bez rzeczywistych analiz. Dziś przynosi tylko straty.  Druga  okazała się nieefektywną i przynoszącą straty z powodu centralnych decyzji. Obie pogrążyły MPEC.

W chwili, gdy wygrałem konkurs na prezesa, MPEC miało do spłaty ponad 10 mln złotych kredytów, a rok 2018 zamknęło stratą ponad 1,6 miliona złotych i nie mogło uzyskać krótkoterminowych pożyczek na bieżącą działalność.  Już na koniec 2020 roku zadłużenie zmniejszyliśmy o ponad 2 mln, a straty praktycznie zlikwidowaliśmy, ale sytuacja była nadal trudna. Wydawałoby się, że problemy jednej z ważniejszej firm miasta, wywołają troskę radnych. Nic z tego. Radnych nie interesowała ani sytuacja MPEC, ani jak z niej wyjść! Radni ograniczali się do atakowania mnie i burmistrza za to, że jestem szefem tej firmy i zarzucania mi braku kwalifikacji i kompetencji.

Przez kolejne dwa lata mego prezesowania sytuacja się nie zmieniała, a burmistrza naciskano, by mnie odwołał, co wreszcie uczynił, ale by to zrobić, musiał zmienić statut spółki, bo załoga była takiemu zamiarowi niechętna. Jedyne inne zainteresowanie radnych sprowadzało się do pytań o to ile MPEC wydaje na reklamę i sponsorowanie prywatnej szkoły, założonej przez Michalaka. I pewnie ich wkurzało, że nie znajdowali argumentów do wojenki z burmistrzem.

Zainteresowanie sytuacją w firmie w 2021 roku wykazało tylko trzech radnych miejskich – Borzuchowski, Duda i Sągol, którzy informacji o sytuacji ekonomicznej szukali u źródeł, czyli w firmie,  a w późniejszym czasie radny Krzyżaniak i – tak sądzę – większość Komisji Rewizyjnej. Mimo to większość rady, z klubem radnych Koalicji Obywatelskiej na czele, „olewała” sytuację MPEC i prezentowane przeze mnie plany wyjścia z coraz groźniejszej sytuacji – rosnące koszty uprawnień do emisji CO2, ceny węgla i gazu. Radni nie zechcieli nawet wysłuchać ekspertów z Politechniki Warszawskiej i  Krajowej Agencji Poszanowania Energii.

Od lipca 2021 roku w biurku burmistrza leżały plany modernizacji MPEC. I kisiły się. Stracono pół roku. Stracono by jeszcze więcej, gdybym nie upublicznił projektów modernizacji ciepłowni i nie rozpoczął procedury przetargu na budowę kotła biomasowego. Dzięki temu dziś realizuje się  te projekty. A zarzut wobec burmistrza o braku nadzoru jest bzdurny, bo to powinien być zarzut o zaniechanie i zwlekanie z podejmowaniem decyzji. Tyle, że podobny zarzut należałoby postawić też Radzie Miejskiej.

Wybór bezpartyjnego burmistrza miał przerwać partyjniactwo w ostródzkim samorządzie.   Przerwać układ swoi – obce. Nic z tego. Michalak okazał się kiepskim dyplomatą, a praktycznie każdą kolejną decyzją tylko zrażał. Nie zgodził się na to, by usadowić na fotelu wiceburmistrza partyjnego dyrygenta z największego klubu radnych. I słusznie, bo stałby się zakładnikiem. Co gorsze nie zaspokoił – jak wnioskuję – innych aspiracji radnych. (Co ciekawe część tych aspiracji chyba została zaspokojona w samorządzie powiatowym.) Ale też sam naraził się na zarzuty kolesiostwa. Efekt każdy widzi. Nie udzielanie absolutorium, nawet za zrealizowane budżety, narzucanie przez „spółdzielnię” radnych własnych zadań bez zgody burmistrza i bez oglądania się na realność ich wykonania.

W tej ciągłej wojnie obie strony zagubiły podstawowe zadanie samorządu: dbałość o dobro miasta i jego mieszkańców. Obie strony stale o tym „dobru” mówią, zwłaszcza radni. Tyle, że to już tylko frazesy. Kilku radnych próbuje konflikty tonować, łączyć  przynajmniej przy cząstkowych zadaniach. Bez większego efektu. Zaciekłość stron jest zbyt duża.

Tymczasem….  Zakończę cytatem z radnego Godlewskiego. „Historia gwałtownie przyspiesza, a my jako samorząd wchodzimy w ten trudny czas jeszcze bardziej skłóceni i podzieleni, z bagażem niewykorzystanych szans i zmarnowanego potencjału. Ostróda znajduje się dziś w trudnym położeniu, o wiele gorszym niż rok temu czy na początku obecnej kadencji.”

Zgadzam się. To trafna diagnoza. Warto tylko, by każdy z ostródzkich samorządowców bił się we własną pierś.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments