Święto Zmarłych to bodajże jedyny czas, który wszystkich łączy. Inne święta i to praktycznie wszystkie, niezależnie od swego charakteru, nie skupiają całych populacji. Święta religijne obchodzą tylko wyznawcy określonej religii, święta państwowe dzielą orientacje polityczne. No, może jeszcze tylko Nowy Rok konfliktami z tej okazji nie obradza. Ale jedynie Święto Zmarłych wycisza, tonuje emocje i na bok odsuwa animozje.
Budzą sie w ten czas refleksje o życiu i przemijaniu. O sensie istnienia. A może o bezsensie? Wierzący znajdują odpowiedź wynikającą z nadziei na istnienie pozagrobowe. Na spotkania po….. Nie wierzący szukają odpowiedzi w samym istnieniu. Tu i teraz. W pogodzeniu się z nieuchronnością przemijania.
W zderzeniu z ową nieuchronnością miałkie zdają się być nasze ziemskie konflikty i swary. Skupiamy się na wspominaniu tych, którzy odeszli. Każdy przecież kogoś stracił. Dziadków, rodziców… To boli, ale to normalność, ustalona biologicznym cyklem kolei zdarzeń . Gorzej, gdy w nasze życia wdziera się nienormalność i dzieci w tej drodze ku ostateczności wyprzedzają rodziców. I to wówczas, gdy dopiero otwiera się przed nimi życie. Ból po stracie dzieci nie łagodnieje…. Nic go nie może zagłuszyć…
Idziemy na groby, zapalamy znicze, modlimy się. I wracamy do codzienności. Jak długo trwa nasza refleksja? Czy świeczka zdąży się wypalić? Na pewno Zaduszki jeszcze nie miną.
Chciałbym spotkać swoich rodziców , przyjaciół i znajomych. Chciałbym poznać swoich dziadków. Chciałbym przytulić swe najstarsze dziecko. I może tak się stanie. Kiedyś, gdy poznam prawdę o życiu po życiu.
A dziś? Dziś pozostaje robić swoje. Dla rodziny. Dla siebie. I dla innych…
W.B.