Już kilka dni po objęciu funkcji przez nowego prezesa laborantki ostródzkiego szpitala usłyszały, że laboratorium zostanie oddane w prywatne ręce. Przynosi straty, a nowy prezes ma sytuację ekonomiczną uzdrowić. Dla nie znającego specyfiki finansowania szpitalnych usług przez NFZ takie stwierdzenie zdaje się być jasne i rzeczowe: koszty są zbyt wysokie a zewnętrzny kontrahent będzie tańszy. Nic bardziej mylnego.
W całej Polsce szpitalne laboratoria przynoszą albo zyski albo straty. Zależy od sposobu wewnątrzszpitalnych rozliczeń. NFZ kontraktuje usługi szpitalne zawierające wszystkie procedury medyczne związane z daną usługą, w tym badania laboratoryjne. (Także koszty towarzyszące pobytowi pacjenta w szpitalu.) Szpital sam ustala koszty badań laboratoryjnych na potrzeby rozliczenia kontraktu. Zazwyczaj są one niższe niż w przypadku świadczenia usług analitycznych na zewnątrz: dla innych placówek służby zdrowia lub osób fizycznych. Dochód z usług zewnętrznych laboratorium szpital wpisuje jako swój przychód i nie uwzględnia przy określaniu efektywności finansowej swego laboratorium. Nie prowadzi także rozliczeń między oddziałami szpitala. Szpital rozlicza wyłącznie kontrakty. A że usługi laboratoryjne nie są uwzględniane jako oddzielne pozycje kontraktowe, to laboratoria z reguły nie mają przychodów. Mają za to koszty, czyli – co jest tylko rachunkowym absurdem – przynoszą straty. Można wnioskować, że tak się dzieje także w ostródzkim szpitalu.
Na potrzeby swojej polityki starosta Wiczkowski szermuje danymi, które stanowią koszty funkcjonowania laboratorium. Podaje je jako straty laboratorium nie wspominając, że w szpitalu nie bilansuje się dla tego działu dwóch stron. Jest tylko „winien”, Nie ma – „ma”.
Podawane są różne wielkość „strat” za 2015 r., ale generalnie odpowiadają one kosztowi wykonania na rzecz szpitala ponad 135 tys. badań o wartości ponad 1,1 mln złotych bez wpływów z badań „na zewnątrz”. Gdyby jednak je uwzględnić to laboratorium wyszłoby na plus w granicach ok. 400 tys. złotych rocznie. Oznacza to, że laboratorium przynosi nie straty lecz zyski.
Wszystkie większe szpitale w Polsce przeżywają dziś szturm prywatnych spółek, które kuszą swą ofertą na różne sposoby. Firmy sprzątające, catering to powszedniość. Czynią to także prywatne laboratoria. Mają świadczyć usługi lepiej, taniej i szybciej. I czasami się udaje. Przejmują pomieszczenia i wyposażenie szpitalnych laboratorium. Częściowo także personel. Większość zwalniają. Potrzebują mniej laborantek, jako że ograniczają liczbę analiz wykonywanych na miejscu. Ograniczają koszty, ale wydłużają czas badań, nawet do kilku tygodni. Coś za coś. A oszczędności szpitali? Znowu, jeżeli w ogóle są, to kosztem jakości leczenia i kosztem pacjenta.
W odróżnieniu od kontraktu na sprzątanie, likwidacja własnego laboratorium to oszczędność iluzoryczna, co najmniej wątpliwa. Okazuje się to jednak dopiero po fakcie i oznacza brak powrotu. Szpital skazany jest na firmę zewnętrzną.
Laboratorium ostródzkiego szpitala wyposażone jest w nowoczesny sprzęt dzierżawiony na okres wskazany przetargiem. Na takiej samej zasadzie i w podobny sprzęt wyposażone są laboratoria prywatne. Ostródzkie laboratorium współpracuje z innymi laboratoriami (m.in. szpitali w Gdańsku) zlecając pewne badania i wykonując badania zlecane. Spółki prywatne czynią to samo. Część badań zlecają nawet za granicę.
Za wszystko trzeba płacić. Wiadomo. Koszty, które dziś ponosi spółka na utrzymanie laboratorium nadal pozostaną kosztami, bo badania trzeba będzie nadal wykonywać. Tyle, że trzeba będzie płacić do prywatnej kieszeni. Do prywatnej kieszeni skieruje się także wszelkie dochody z badań zewnętrznych, uszczuplając dochód szpitala. Szpital wzmocni prywatną spółkę, odda jej ostródzki rynek usług laboratoryjnych i skarze się na dyktat monopolisty, a to oznacza akurat w przyszłości podniesienie kosztów funkcjonowania spółki.
Pytanie dlaczego właściciel spółki, mając tak zorganizowane laboratorium, mając dochód z jego działalności, chce doprowadzić do utraty tego dochodu i uzależnienia się od obcej firmy jest, nie tylko dla mnie, zagadką. Wydaje się, ze taka decyzja wymaga szczegółowej analizy. A w tym przypadku mamy do czynienia wyłącznie z nieprawdziwym uzasadnianiem i wprowadzaniem w błąd.
Prezes spółki to tylko człowiek do wynajęcia. O losach laboratorium zadecyduje mający pełnię władzy w powiecie starosta Wiczkowski i uzależnieni od niego radni. On decyduje komu zabrać, komu dać, kto straci, a kto zarobi.
No właśnie: KTO?