Polacy, nic się nie stało…. 

Miało być pięknie. Wybór Trzaskowskiego jawił się prostą drogą do przywrócenia w Polsce konstytucyjnego ładu, opartego na trójpodziale władzy. A będzie jak było. A może i gorzej. Nasza Konstytucja daje prezydentowi dość wąski, ale jednak istotny zakres władzy, który Kaczyński z Dudą przesunęli poza konstytucyjne uprawnienia, niekonstytucyjnymi ustawami, które niekonstytucyjnie wybrany Trybunał uznał za konstytucyjne. Będzie gorzej, bo Nawrocki w odróżnieniu od Dudy pewnie „wybije się na  niepodległość”, która zaskoczy nawet Kaczyńskiego. 

Tymczasem demokratyczna koalicja przeżywa szok i chociaż Tusk zapowiada, że są przygotowani na jeszcze gorszą kohabitację, to znaczy praktyczny brak współpracy rządu z prezydentem, to jednak brzmi to mało wiarygodnie.  Jedna z przyczyn porażki tkwi bowiem w kiepskiej ocenie działań rządu, zwłaszcza realizacji obietnic. Nie dało się przy Dudzie, to jaka jest szansa na sukces przy Nawrockim, który zapowiada zwrot na kurs pełnego konfliktu z rządem, po to by doprowadzić do jego upadku. O ile zarzucenie Dudę ustawami realizującymi obietnice wyborcze mogło sprzyjać wygranej kandydata koalicji, to teraz ta szansa trafiła do kosza i można – co najwyżej – liczyć na pozytywny odbiór społeczny i oddziaływanie na wybory parlamentarne  za dwa lata. Do tego czasu wojna rozgorzeje na całego. 

Mogę się oczywiście mylić. Niepewny jest bowiem los agresji na Ukrainę, utrzymania przez Republikanów przewagi w Kongresie, wzrostu migracji, itp. Na rozwój sytuacji politycznej rzutować będzie wiele czynników. W tym także związanych z wpływem Kaczyńskiego na Nawrockiego. A ten już pokazał, że Dudą być nie chce i odmówił prośbie szefa o zatrudnienie Kuchcińskiego na etacie prezydenckiego doradcy. Byłemu „kibolowi” zdaje się być bliżej do antysystemowego Mentzena niż propaństwowego jednak Kaczyńskiego.  

Tymczasem w mediach społecznościowych pojawia się coraz więcej sygnałów o dziwnych „pomyłkach” obwodowych komisji wyborczych, równie niewytłumaczalnym wzroście w dniu głosowania liczby dopisywanych przez komisje wyborców, do tego przy stosowaniu do weryfikacji niedopuszczonej do użycia tzw. apki Mateckiego. Nie wiadomo też skąd w okresie 48 godzin przybyło nam ponad pół miliona wyborców, bo szef PKW nie raczył wyjaśnić. Sam odebrałem liczne sygnały dowodzące manipulacji przy wynikach wyborów.  

Sygnały te zwolennicy koalicji nagłaśniają, zwolennicy prawicy – lekceważą. Zwłaszcza, że ponowne liczenie głosów może zarządzić tylko sąd, a jak wiadomo protesty wyborcze rozstrzyga w świetle prawa nielegalna, ale funkcjonująca, izba Sądu Najwyższego, złożona z „samych swoich” słusznej partii. Możemy się oburzać, ale raz ogłoszonych wyników PKW nie może zmienić, nawet w przypadku oczywistych dowodów oczywistej „pomyłki”. Albo szachrajstwa. Kto bowiem o zdrowych zmysłach uwierzy, że można się pomylić przy wstawianiu do protokołu właściwych liczb przy nazwiskach zaledwie dwóch kandydatów? 

Zastanawiam się jaki krzyk i rwetes na cały świat poszedłby, gdyby do takich „pomyłek” i dziwnych zdarzeń, dochodziło na niekorzyść kandydata PiS. Bo to z kolei też zastanawia, że takowych nie zanotowano. Można wnioskować, że PiS stanął do wyborów zdecydowanie lepiej przygotowany i to na wszystkich frontach. W odróżnieniu do koalicji, której aktywiści krzyczeli, że wybory zadecydują o naprawie Polski, że trzeba przerwać hegemonię totalnej władzy PiS, a jednocześnie sami wciskali piasek w swoje tryby. 

Już pomijam ciągłe publiczne utarczki wewnątrz rządowej koalicji. Można było spokojniej i gabinetowo, bez dostarczania paliwa opozycji, która waliła w rząd jednym głosem we wszystkich „swoich” mediach, łącznie z pozostawionymi nadal w rękach PiS lokalnymi mediami orlenowskiego Polska Press. Skuteczność urabiania opinii publicznej wyszła w wyborczym wyniku. 

Na wynik ten „zapracowały” także sztaby koalicyjnych kandydatów, współgrające z Konfederacją w krytyce tzw. duopolu PO-PiS. Feralna debata w Końskich pokazała jak się wbija szpile koalicjantowi. Lewica i Trzecia Droga w tych wyborach postawiły na wzmocnienie swoich partii, zwycięstwo Trzaskowskiego i odstawienie PiS do kąta potraktowali w rzeczywistości jako sprawę drugorzędną. Tak odbierało to wielu zwolenników koalicji. W rezultacie Trzaskowski przegrał i koalicyjne partie też przegrały. Gdyby dziś odbyły się wybory, los Trzeciej Drogi i Lewicy byłby bardziej niepewny niż przed wyborami. „Razem” pana Zandberga pominę. Dzięki niemu Lewica ponownie została rozbita i osłabła. 

Kurz wyborczy jeszcze się będzie przetaczał po naszym kraju. Czeka nas raczej chaos. I chociaż prawica krzyczy o zwycięstwie Polski, to prawda jest taka, że wygrał człowiek, którego przeszłość pewnie jeszcze będzie odkrywana. Nie wiadomo jak skończą się postępowania prokuratorskie w jego sprawie, chociaż po zaprzysiężeniu postępowanie wobec niego zostanie wstrzymane. Kaczyński zastanawia się pewnie czy na pewno wygrał. Skrajna prawica z faszystowskim odcieniem triumfuje. A Polska? 

Polacy nic się nie stało…. ?  

Włodzimierz Brodiuk 

Comments

comments