W tym roku minęła już 30 rocznica nawiązania partnerskich kontaktów Ostródy ze swą niemiecką imienniczką z gór Hartzu. Przygotowania do podpisania umowy o współpracy trwały kilka lat w czasie I kadencji samorządu (1990 – 1994). Burmistrzem Ostródy był wówczas Piotr Żmich, jego zastępcą – Bogdan Szewczyk, a sekretarzem miasta – Ryszard Kowalski (zbieżność imienia i nazwiska z obecnym radnym przypadkowa) i przewodniczący Rady – Henryk Szubstarski. Oni stali za ostatecznym kształtem umowy podpisanej w kwietniu 1994 roku. Ale już wcześniej, wymianą różnych grup zawodowych, sportowych i uczniowskich, zawiązały się bezpośrednie kontakty mieszkańców obu miast.
W czerwcu 1994 wybory samorządowe doprowadziły do zmiany miejskich władz. Burmistrzem został Zbigniew Babalski. Rok później, bo dość długo trwało „wybieranie” burmistrza, Babalski zaprosił delegację z Osterode am Hartz z burmistrzem Wolfgangiem Dernedde i dyrektorem miasta Enno Mönnichem na czele. Po oficjalnych spotkaniach, burmistrz Babalski zaprosił gości na spotkanie mniej oficjalne, na którym – co zdziwiło Niemców – nie pojawili się twórcy porozumienia między obu miastami, a nawet istotny dla porozumiewania się, także przy tworzeniu porozumienia, tłumacz Tomasz Napierała. Niemcy postanowili więc polską „normalność” trochę – może to określenie nie dość dokładne, ale – ucywilizować.
30 czerwca 1995 roku zadzwonił do mnie kolega z Rady Miejskiej Henryk Szubstarski. Z niecodzienna prośbą: czy mógłbym przyjąć na Mrongowiusza gości z Osterode. Chcą się spotkać ze starymi znajomymi, z „Panoramy” , gdzie mieszkają jest blisko, a ja mam na spotkanie przy grillu warunki. Mam się też nie martwić zaopatrzeniem.
Żona z dwoma synami wyjechała wcześniej do swych rodziców, pozostawiając mi pod opieką dwuletnią córkę. Zgodziłem się, chociaż z pewną obawą. Po moim podwórku biegała bowiem swobodnie suka Vera, owczarek o spokojnym usposobieniu, ale ostrej reakcji w przypadku zagrożeń. A czy takie zagrożenie – domowników, domu czy jej – występuje, decydowała ona sama.
I tak 1 lipca, po ponad roku od podpisania, wbrew chęciom ówczesnych władz Ostródy i mimo moich obaw co do zachowania Very, sygnatariuszom umowy udało się spotkać. Henryk Szubstarski przywiózł kubełek przygotowanego już do pieczenia mięsa, które dostał w prezencie dla niemieckich gości od właściciela zakładów mięsnych z Dąbrówna – Józefa Matczaka. Jego żona Alicja oraz żony Bogdana Szewczyka – Bożena i radnego Krzysztofa Kowalewskiego – Danuta przygotowały co było trzeba. Ja dzieliłem uwagę między polsko-niemieckie towarzystwo, które – zajęte ożywioną rozmową – jej nie potrzebowały, córeczką Olunią, która równie szybko znalazła zajęcie w obdzielaniu wszystkich otrzymaną gumą do żucia oraz Verą. I – niestety – zapomniałem, że trzymanie wszystkich srok za ogon nie może się powieść.
Towarzystwo – w obawie przed psem – ulokowałem na tarasie. Krzysio Kowalewski, którego Vera znała i tolerowała, grillował kilka metrów od tarasu. Gdy odszedł od grilla nasza suczka dorwała się do wiaderka z peklowanym mięsem i zanim się spostrzegliśmy w połowie go opróżniła.
Spotkanie trwało do późnego wieczora. W świetnej atmosferze. Zapoczątkowało szereg późniejszych kontaktów. Nie tylko oficjalnych. Kilka lat później podobne spotkanie odbyło się w domu burmistrza Osterode am Hartz Wolfganga Dernedde.
Dzień później wróciła moja żona. I przez kilka dni dziwiła się, że pies nic nie je, tylko żłopie wodę z basenu.
Włodzimierz Brodiuk
Na zdjęciu uczestnicy spotkania:
Pierwszy rząd od góry: Ryszard Kowalski, Krzysztof Kowalewski, Wolfgang Dernedde, Olgierd Dąbrowski, Piotr Żmich, Bogdan Szewczyk, Henryk Szubstarski, Frank Seeringer, Wieland Mücke.
Środkowy rząd: Waltrant Jung, Bożena Szewczyk, Enno Mönnich, Danuta Kowalewska
Rząd dolny: Tomasz Napierała, Alicja Szubstarska, gospodarz spotkania
Zdjęcie: Georg Jung z archiwum R. Kowalskiego