Uciszyć Brodiuka , czyli Imperium kontratakuje

Rok temu pisałem: ”władza krytyki nie lubi i stara się ją przynajmniej ograniczyć. Może to uczynić słuchając obywatela i wykorzystując jego krytyczne uwagi do zmiany swego działania albo przekonując obywatela argumentami.   Czyli na zasadach demokratycznych. Ale gdy się nie ma żadnych argumentów, a tegoż obywatela w czterech literach, to sięga się do straszaków.” I przez rok nic się nie zmieniło.

Tym razem już nie starosta Wiczkowski osobiście, ale renomowana warszawska kancelaria adwokacka grozi mi procesem w imieniu prezesa Bonieckiego. Mam przestać krytykować działania władzy w szpitalu, mam usunąć z bloga ponad 20 krytycznych tekstów o tych działaniach i dużą czcionką przeprosić, za nieswoje grzechy. Bo, ponoć, kłamię i naruszam dobre imię szpitala. „OSTATECZNE PRZEDSĄDOWE WEZWANIE ” adwokata warszawskiego nosi datę 18 kwietnia. Tydzień później poprosiłem o skonkretyzowanie zarzutów, wskazanie gdzie i jak rzeczywistość przeinaczałem, bowiem do ogólnikowych zarzutów odnieść się nie sposób. A dowiedzieć się o swych błędach chciałbym i odnieść się też chciałbym. I – jak zajdzie potrzeba – sprostować, bom człowiek zgodliwy i – w odróżnieniu od obecnej władzy powiatowo-szpitalnej – potrafię się w pierś z pokorą uderzyć. I stać mnie na naprawianie własnych błędów. Oczywiście błędów faktycznych, a nie wymyślonych. Odpowiedzi jeszcze nie otrzymałem.

Czekam i się zastanawiam. Jak to się dzieje, że o chaosie wprowadzanym do całkiem nieźle funkcjonującego jeszcze trzy lata temu szpitala piszę od początku szkodliwych decyzji obecnej władzy, a dopiero teraz uznano, że naruszam „dobra osobiste szpitala„. Dziwnie zbiegło się to również w czasie z doznaniem uszczerbku przez przewodniczącego Rady, głównego specjalisty do spraw marketingu, promocji i zarządzania w szpitalu, za niedokładność w określeniu jego pracowniczego statusu przed dziewięcioma miesiącami. Ciekawe czy jeszcze ktoś z kręgu Grupy Trzymającej Władzę w powiecie nie odkryje, ze też powinien być urażony, a nawet obrażony i z czci odarty. Wszak zbliżają sie wybory, a do wyborców dociera, że król choć głowę ma zadartą i w koronie, to sam jest nagi, zwiotczały i przybrudzony.

Nie wiem czym tłumaczyć przeświadczenie wielu decydentów, że zajmowane przez nich stołki pozwalają na WIĘCEJ. Tak się jednak dzieje, że czym stołek wyższy, tym większe przeświadczenie o własnej mądrości i nieomylności. I gdzieś tam kiełkuje pogarda dla innych. Oczywiście, tych którzy nie klaszczą. Imperium nie znosi sprzeciwu i krytyki. Imperium ma zawsze rację. I jeżeli coś się wali, coś jest nie tak, to wyłącznie winni są zawsze ci INNI. Ba, nie samo zło jest złe, źli są ci, którzy na to zło wskazali. I wtedy Imperium kontratakuje. A ma ku temu zazwyczaj możliwości, w które wyposaża stanowisko, funkcja, instytucja.

Tu przejdźmy do twardych faktów. Szpital to publiczna instytucja, wypełniająca publiczne zadania i podlegająca publicznej, społecznej ocenie. Utrzymywana do tego za publiczne, nasze pieniądze. Powinna działać w naszym interesie. W interesie pacjenta. Ktoś powie, że to tylko teoria. I czasami będzie miał rację. Bo praktyka bywa odmienna. Zwłaszcza tam, gdzie milcząco zgadzamy się na ową odmienność. Tymczasem, jeżeli zagrożony jest społeczny interes, czyli nasz interes, to powinniśmy krzyczeć.

Ostródzki szpital od końca 2015 roku jest sceną zdarzeń niekorzystnych dla pacjentów. Odchodzą lekarze, odchodzą pielęgniarki. Pacjentów odsyła się do innych szpitali. Próby reorganizacji zmierzały (zmierzają?) do przekazywania części szpitalnych struktur w trzecie ręce.

Zaczęło się od zmiany Rady Nadzorczej z fachowców na lokalnych polityków. Potem powołano prezesa, który w dwóch pomorskich szpitalach zasłynął nieudanymi działaniami prywatyzacyjnymi. I pożegnał się z pracą w atmosferze skandalu. Takie działania podjął natychmiast w ostródzkim szpitalu. Autorytarnie i bez przygotowania, doprowadzając do konfliktów. O szczegółach pisałem na moim blogu. Dziś pan prezes za pośrednictwem wynajętego adwokata żąda usunięcia tekstów o ciągu błędnych, niezrozumiałych i niekorzystnych dla szpitala decyzji. Czy były one wyłącznie jego pomysłami, czy też on był tylko wykonawcą? To istotne wyłącznie z punktu politycznej odpowiedzialności za obecną sytuację szpitala.

Z moimi uwagami, opisem zdarzeń, krytyką wreszcie, nikt z zainteresowanych nie dyskutował. Cóż? Rozumiem. Z faktami dyskutować trudno, a do tego, w dyskusji można coś ujawnić albo potwierdzić. Lepiej więc milczeć. Do czasu większej konieczności: wyborów. Wówczas trzeba jakoś zatrzeć wcześniejsze nieudolności albo celowości.

„Sugerowanie odbiorcom/czytelnikom przedmiotowych artykułów nieprawidłowości w organizacji i pracy Powiatowego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Ostródzie naraża mają Mandantkę nie tylko na utratę dobrego imienia, jako przedsiębiorcy, lecz przede wszystkim podważa zaufanie pacjentów do świadczonych przez nią usług medycznych” – pisze w „ostatnim wezwaniu przedsądowym” adwokat dr Janusz Kaczmarek z Warszawy, były prokurator krajowy i były minister spraw wewnętrznych. Mandantką – jest oczywiście szpital. Warszawskiego adwokata wynajął prezes PZOZ Janusz Boniecki. W imieniu szpitala i za szpitalne pieniądze, chociaż szpital ma obsługującą go kancelarię prawną.

Zastanawia mnie zarzut „sugerowania”. Fakty, które przytaczałem, opinie i informacje pacjentów, i pracowników szpitala niczego nie sugerowały. Były jednoznaczne. One wskazywały na nieprawidłowości obsługi pacjentów. Ba, ujawniały możliwość zagrożenia zdrowia i życia nawet. Jak chociażby ostatnie przypadki braku lekarzy na izbie przyjęć. A czy pytanie o przyczyny odchodzenia pielęgniarek z powodu niskiej płacy – to też sugerowanie złego zarządzania? Nie mylmy przyczyny ze skutkiem. Złe zarządzanie jest przyczyną, skutkiem moje, ale także innych mediów, teksty.

Niektórzy sądzą, że wystarczy skutek przymknąć, a przyczynę zamieść pod dywan i wszystko będzie cacy. Nie będzie. Trzeba zlikwidować przyczynę powolnej degradacji szpitala. Bo moim zdaniem ta degradacja przyśpiesza i nie przykryje jej spektakularne uruchomienie bloku operacyjnego, który to fakt odkłada się z dnia na dzień, byle było bliżej wyborczej kampanii. Cóż po bloku, gdy zabraknie personelu medycznego.

Dziś pielęgniarkom proponuje się kontrakty, żeby zaoszczędzić na kosztach pośrednich pracy i statystycznie „podnieść” płace. Bo dziś dyplomowane pielęgniarki z dwudziestoletnim stażem dostaje po 2 tysiące dwieście, czyli dwa razy mniej niż w szpitalu wojewódzkim, który pielęgniarek właśnie szuka. A do Olsztyna blisko.

 

 

 

odpowiedź adwokatowi

W.B.

Comments

comments