Pan starosta zabronił…..

Pokój nr 215 w starostwie ostródzkim. Najbardziej strzeżony pokój w budynku byłego „koszarowca”, adaptowanego na jeden z piękniejszych urzędów samorządowych w Polsce. Pokoju nr 215 przy ul. Jana III Sobieskiego 5 strzegą pilnie i pospołu starosta Andrzej Wiczkowski i przewodniczący Rady Wojciech Paliński. Dlaczego? Póki co wiadomo, że jest on chroniony tylko przed jednym radnym. Inni? Proszę bardzo. Bo z pokoju może korzystać – poza radnym Brodiukiem – każdy kto chce. Idzie do dzierżącej klucz pani Basi, bierze ów cenny kawałek metalu i drzwi otwiera. Ale niżej podpisanemu pani Basia klucza dać nie może. Pan starosta zabronił.

Wspomniane pomieszczenie to pokój przewodniczącego rady. Przewodniczący nie jest urzędnikiem i w pokoju pełni tylko dyżury. Tak jest we wszystkich samorządach w Polsce i we wszystkich pomieszczenie to wykorzystywane jest na dyżury innych radnych. We wszystkich też samorządach sposób korzystania z takiego pomieszczenia, dni i godziny, ustalają między sobą sami radni. Wszędzie, ale nie w samorządzie powiatowym w Ostródzie. Bo tu decyduje starosta i jego widzi-mi-się, czyli chęci i niechęci. A zwłaszcza potrzeba ustawicznego udowadniania KTO TU RZĄDZI, co już zakrawa na kompleks.

Dałem panu staroście możliwość pokazania jego charakteru, gdy poprosiłem o umożliwienie mi pełnienia dyżuru radnego. Zgodnie z art. 21 ust. 1 ustawy o samorządzie powiatowym radny ma obowiązek utrzymywania stałej więzi z mieszkańcami, a w szczególności przyjmowania zgłaszanych przez mieszkańców powiatu postulatów. Dyżur ułatwiłby mi spełnianie tego obowiązku. Sugerowali to także moi wyborcy. Jako miejsce dyżuru wskazałem pokój nr 215, przy Biurze Rady, właśnie do tego celu służący, w terminach nie kolidujących z dyżurami przewodniczącego Rady.

Pan starosta odpowiedział mi, że w pokoju 215 dyżur radnego nie jest możliwy, gdyż dyżuruje tam przewodniczący, ale pomieszczenie wskazał. I to jakie? Najbardziej reprezentatywne: SALĘ POSIEDZEŃ PLENARNYCH RADY POWIATU!

Jak powszechnie wiadomo takie duże pomieszczenie, do tego z aparaturą nagłaśniająco-nagrywającą znakomicie nadaje się na prowadzenie indywidualnych, często o sprawach poufnych, a nawet intymnych, rozmów. Przecież – cytując dowcipnego radnego Dąbrowskiego – kościoły są jeszcze większe, a ludzie się w nich spowiadają. Pan Dąbrowski zapomniał, że czynią to w zacisznych konfesjonałach, a nie w nawach, ani przed ołtarzem.

Obaj panowie usiłowali zdobyć się na dowcip, ale dowcipny był w tym tylko jeden szczegół. Do tego przez starostę pominięty: PRZEWODNICZĄCY RADY PEŁNI DYŻUR TYLKO RAZ W MIESIĄCU I TYLKO PRZEZ 1,5 GODZINY, czyli przez maksymalnie 18 godzin rocznie.

Przewodniczący Paliński pośpieszył (też na piśmie) z wyjaśnieniami, że co prawda to prawda, ale z pokoju nie można skorzystać, bo jest zajęty przez kontrole. Owe kontrole, daje więc do zrozumienia przewodniczący Paliński, muszą być pewnie liczne i długotrwałe, skoro uniemożliwiają wygospodarowanie dwóch godzin w dwa dni w miesiącu na dyżur radnego Brodiuka. Zbadałem. W 2016 ROKU STAROSTWO NAWIEDZIŁO RAPTEM AŻ …10 KONTROLI , W TYM AŻ POŁOWA …JEDNODNIOWYCH. Więc pan Paliński też popisał się dowcipem. Równie wysokich lotów, jak dowcip swych kompanionów.

Pokój 215 nie kryje żadnej tajemnicy. Szykując go dla radnych nic w nim nie ukryliśmy. Obecna ekipa też go nie przebudowała. W pokoju nie ma nic cennego, nic nie kryje. Ukryte są za to intencje strzegących pokoju przede mną powiatowych cerberów. Próbowałem się tego dowiedzieć na sesji, bez efektu. Z większym skutkiem uczynił to radny Brzozowski, którego wypowiedź wytrąciła z uporu przynajmniej pana Palińskiego.

Nagle okazało się, że nie wie on o niczym. „Pani Basiu, czy ten pokój jest zamknięty, czy ja tam klucz jakoś wydzielam? – pytał niczym nowonarodzony, jakby nie pisał żadnych pism z odmową dostępu do tegoż pokoju. I dalej – cytuję z krótkiej wymiany zdań z urzędniczką – „Kluczyk jest u pani Basi. Jeżeli radni przychodzą, mogą otworzyć sobie, wejść? No, to w czym jest problem? Nie rozumiem.”

Normalnością, chociaż w kabaretowej formie, zapachniało na krótko. Nic z tego. Pan przewodniczący został przywołany do porządku przez starostę Wiczkowskiego krótko: „Ale decyduje starosta!„. Czyli każdy może, ale nie radny Brodiuk. Dlaczego? – radnego Brzozowskiego trafiło w próżnię. Chyba, że odpowiedzią było niedopowiedziane przez Wiczkowskiego: „bo ja tak chcę„. To „chcę” zabrzmiało całkiem otwarcie, gdy twierdził, że nie ma obowiązku udostępniania radnym pomieszczenia na dyżur, bo nie ma takiego ustawowego zapisu. A mimo tego braku, on, starosta, jest tak dobry, że udostępnia.

Tak jakby udostępniał swoje? Radny Andrzej Waszczyszyn przypomniał, że budynek starostwa nie jest żadną prywatną własnością, nie jest prywatnym folwarkiem. Odwołał się do sensu samorządności, ale u adresatów jego gorzkiej w swej wymowie wypowiedzi nie wywołało to żadnej reakcji.

Sprawa jest niby drobna. Miejscem spotkań z wyborcami może być ostatecznie największa sala starostwa. Nawet, jak się wyśmiewał pan Dąbrowski, kościół. Radny może biegać co chwilę do biura rady po dokumenty, albo by dokument skserować. Na poufną rozmowę może wraz z wyborcą (współwłaścicielem budynku starostwa) wychodzić na ławkę przy starostwie, albo też umawiać się w domu. Tyle, że starosta, burmistrz czy wójt ma zapewnić radnemu warunki do wypełniania ustawowych zadań radnego. Ten obowiązek wynika wprost z zasad funkcjonowania samorządu. I zbyteczny tu jest nakazujący to czynić ustawowy zapis.

Rozumie to prawie każdy starosta, burmistrz czy wójt. Każdy bowiem z nich wie, że tak jak i radny jest tylko przedstawicielem rzeczywistego właściciela: mieszkańców gminy, miasta czy powiatu. Chociaż wybrali go nieliczni, ma spełniać potrzeby wszystkich. Także wyborców oponentów i przeciwników w radzie. Ale ludzie są tylko ludźmi. Czasami ujawniają cechy małego człowieczka. I wówczas pada: „bo tak chcę, bo tak mi się podoba”.

Gościu zapomina, że nie jest we własnej chałupie i nie zapytał się żony.

W.B.

 

 

 

 

Comments

comments