Biznes swojaków

Być może dla Kaczyńskiego i kogoś jeszcze z jego przybocznych polityka jest realizacją wizji. Być może są idealistami. Ale śmiem twierdzić, że zdecydowana większość „polityków” obozu władzy traktuje politykę jako swoisty biznes, sposób na dorobienie się. Przejawy takiej postawy można obserwować nie tylko w naszym kraju i nie tylko w tej ekipie.

Dziś jednak władza zniszczyła zdecydowaną większość zasad funkcjonowania demokratycznego państwa i barier ograniczających wykorzystanie politycznej pozycji dla własnych korzyści materialnych. Pod pozorem „walki z elitami”  dokonano nie tylko czystki kadrowej. Zniszczono system kształcenia oraz doskonalenia kadr  administracyjnych i gospodarczych państwa. Ale przede wszystkim wdrożona została typowa dla rewolucji zasada „byle swój”. Bierny, mierny, ale wierny. Zaowocowała ona zamiataniem każdej afery „swojaków” pod dywan, erupcją nepotyzmu i kolesiostwa. I bezkarnością. Nienormalne stało się normalnością i … spowszechniało. To największy „sukces” tej władzy.

Skoro można na górze, można i na dole. Nepotyzm i kolesiostwo to największe grzechy naszej samorządowej rzeczywistości.  „Rodzina na swoim kolesiami wsparta” dorabia się na majątku państwa, no to „rodzina na swoim wsparta kolesiami” żeruje na majątku wielu samorządów. Muszę mocno podkreślić: nie każdy i nie w każdym samorządzie. Ale jednak… Także w naszym regionie.

Samorządowy włodarz ma do dyspozycji posady w podległych mu podmiotach i administracji. Może je obsadzać w dużej mierze dowolnie. Władza – ta na górze – praktycznie zniosła konkursy. A w radach nadzorczych spółek nawet nie ma takiego obowiązku. Praca w samorządowej czy państwowej administracji jest za to pożądana. Bo pewna i bezpieczna. I często dochodzi do swoistego handlu. Coś za coś.

O ile burmistrz czy wójt jest od rady w miarę niezależny, to już starosta i marszałek ma kłopot. Wybrany przez radnych musi dbać o poparcie przez całą kadencję. Posada dla krewnego za poparcie radnego to skuteczne rozwiązanie. Samorządowa administracja dostarcza licznych tego typu przykładów. O dziwnych koligacjach rodzinno-koleżeńskich w ostródzkich samorządach już swego czasu pisałem. Niekiedy wykraczają one poza granice jednego samorządu. Czy nie jest „wygodnie” dla prowadzenia własnej polityki i wywierania nacisków mieć w radzie sąsiedniego samorządu pracowników własnej administracji? Zwłaszcza, gdy pola działania obu samorządów się zazębiają, a interesy każdego z nich są rozbieżne, ba, wręcz odmienne. Czy radni nie są wówczas obarczeni konfliktem interesów? I czy na ich decyzje nie ma wpływu taka zależność? I czy nie ma to żadnego wpływu na permanentny konflikt w samorządzie Ostródy? Pozostawiam to do oceny mieszkańców Ostródy.

Taki proceder nosi cechy korupcji, ale w powszechnej opinii jest to korupcja polityczna, zatem jakby mniej korupcja, a więcej polityka. Prawo miało i ma kłopot z jednoznaczną oceną zjawiska, trudno znaleźć namacalne dowody. Pozostaje moralna naganność? Ale kto się tym przejmuje? I tak ręka rękę bezkarnie myje. A wszystko w imię „dobra ludzi”, bo tak ostatecznie władza, każda władza, swoją dbałość o sprawowanie władzy tłumaczy.

Jak się już ma ustawioną radę, a czasami dwie, dlaczego nie pójść krok dalej. I zadbać o dodatkowe dochody do „mizernej” pensji starosty czy burmistrza. Czemu nie dogadać się z kolegami z innych samorządów i nie obsadzić się wzajemnie w radach nadzorczych samorządowych spółek?  Można? Można! Zaprezentowany wykres prezentuje efekt władztwa i prywaty samorządowców z pogranicza naszego i mazowieckiego województwa.  Klasyczny, chociaż zmodyfikowany, układ „coś za coś”. Każdy „uwikłany” w tę pajęczynę zależności coś dawał ze społecznego dobra „do wspólnego biznesu” i każdy coś – już prywatnie – dostawał.

Wykres jest dość czytelny. Prezentuje pajęczynę powiązań. Starosta ostródzki „dostał” członkostwo rad nadzorczych w Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej w Lidzbarku i spółce Miejskie Wodociągi i Kanalizacja w Nidzicy. W zamian w „swoim” Szpitalu S.A. w Ostródzie ulokował w Radzie Nadzorczej burmistrza Lidzbarka – Macieja Sitarka i burmistrza Nidzicy – Jacka Kosmalę. Żeby starosta Wiczkowski mógł się wywiązać z „partycypacji” w tej swoistej pajęczynie trzeba było zwiększyć liczebność Rady Nadzorczej szpitala z trzech do czterech osób. Taką decyzję musiał podjąć Zarząd Powiatu Ostródzkiego pod przewodnictwem starosty Wiczkowskiego.

Proceder ujawniła na Facebooku Grażyna Kopczyńska. Z jej portalu pobrałem też grafikę uwidaczniająca sieć powiązań polityków z Iławy, Ostródy, Nowego Miasta Lubawskiego, Ciechanowa, Nidzicy i Glinojecka.  Łączyć ich zdaje się partyjna przynależność do PSL.

Można postawić pytanie czy ta „pajęczyna” nie nosi znamion spisku w celu wykorzystania mienia samorządowego do prywatnych celów. Bo o korupcji politycznej trudno tu mówić.
To czystej wody nadużycie władzy przez funkcjonariuszy publicznych.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments