Zagrożenie katastrofą klimatyczną przestało być fantasmagorią a stało się namacalne. Płonący kontynent australijski, znikające lodowce, wyschnięte bagna biebrzańskie, zanikanie klasycznej zimy – to namacalne żniwo dotychczasowej beztroski polityków
i lekceważenia niebezpieczeństwa przez nas wszystkich. Może z wyłączeniem ekologów, którzy nie przestają alarmować, że w szybkim tempie zbliżamy się do sytuacji, w której przyroda sama poszuka ratunku, kosztem zniszczenia ludzkiej populacji.
Bo nic nie jest trwałe, wszystko się zmienia, a najmądrzejsze stworzenie na Ziemi nie jest dla istnienia tego globu niezbędne. Jeszcze trochę i podzielimy los dinozaurów, z ta różnicą, że one swej zagłady nie spowodowały.
Wpadłem niedawno do znajomego w Elblągu i zastałem go przy …przedzieraniu opakowań zapałek. Widząc moje zdziwienie wyjaśnił, że to jego działanie na rzecz zwalczania zanieczyszczenia środowiska. Pudełko jest tekturowa, ale z dwóch stron ma draskę z siarką. Trzeba ją oderwać i wyrzucić do odpadów zmieszanych, a reszta to papierowy odzysk. Uśmiechnąłem się, bo ileż tej tektury się w ten sposób odzyska. Ale szybko przyszła refleksja. Gdyby tak wszyscy postępowali? Nie korzystali z torebek foliowych, przestali kupować napoje w plastykowych butelkach, dokładnie segregowali odpady….
Ktoś powie, że nawet miliony takich działań nie zatrzyma zniszczeń, gdy decydenci wycinają puszcze, budują nowe kopalnie, każą likwidować farmy wiatrowe, rezygnują z energii atomowej. Nie podejmują też działań ograniczających produkcję plastiku czy lakierowanych papierowych opakowań. I jest w tym dużo racji. Podobnie jak w tym, że decydenci nie podejmując decyzji strategicznych, ochoczo obarczają nas kosztami ratowania Ziemi. I chociaż także producentów obarczają opłatami za wytwarzanie odpadów, to jednak i tak na nas spadają wszystkie koszty tych, wcale nie decydujących o ochronie naszego globu, działań.
W 2013 roku rząd podjął decyzję o wdrożeniu w Polsce segregacji odpadów. Wdrożenie było tak skuteczne, że dziś kłopotem jest ustawienie pojemników do segregacji, a koszty wywozu i segregacji mogą tworzyć kolejne pola zadłużeń co biedniejszych rodzin. Zwłaszcza jak przyjdzie płacić kary, chociaż samemu będzie się nawet oczyszczać pudełka zapałek z draski.
W celu dobrego przygotowania się do segregacji i odzysku, miasta i gminy naszego rejonu powołały nawet specjalny związek i wybudowało wysypisko w Rudnie. Tyle, że dziś okazuje się, że działanie to skutecznością nie zgrzeszyło. Bo i śmieciarek za mało, a i pewnie do Rudna wszystkie odpady z rejonu nie trafią. No i rozłam w samym związku – już dziewiętnastu miast i gmin – się szykuje, bo ani burmistrz, ani radni Ostródy nie zamierzają obciążać swych mieszkańców nadmiernymi kosztami.
Głos w tej sprawie zabrał ostatnio przewodniczący związku „Czyste środowisko” wójt gminy Ostróda Bogusław Fijas wykorzystując przyjaźnie usposobionego redaktora TV Mazury. Sądziłem, że wójt skorzysta z okazji i wyjaśni skąd te astronomiczne opłaty, które obciążą nas od pierwszego czerwca. I wydawało się, że to uczyni. Niestety, tylko wydawało się.
Co prawda wójt rzucił kilka liczb, ale niczego one nie wyjaśniły, a dziennikarz nie dopytywał się. Być może komuś wystarczyło podanie składowych kwoty opłaty 22 złotych od osoby – 13,50 zł kosztów wysypiska Rudna, 7,50 zł kosztów dowozu odpadów na wysypisko i 1 złoty kosztów administracyjnych związku gmin, ale mnie to w sumie nic nie mówi. To nie jest wyjaśnienie wzrostu kosztów.
Czy ktoś sobie jeszcze przypomina ataki wójta na burmistrza za nadmierną stawkę za wozokilometr autobusów na trasach gminnych – bo przecież koszty są mniejsze niż w mieście – to warto zauważyć, że
w przypadku śmieci sytuacja jest dokładnie odwrotna. Koszty odbioru odpadów z budynków wielorodzinnych
i zwartej zabudowy jednorodzinnej są dużo niższe niż z gospodarstw wiejskich. A wspominając „aferę” komunikacyjną, to ostatecznie ustalono stawkę za wozokilometr w gminie tylko o kilkanaście groszy niższą niż w mieście. Okazało się, że można się dogadać, ale w oparciu o rzetelne wyliczenia. I żadnej afery nie było. Tyle, że na Michalaka, który bronił finansów miasta wylano kubły pomyj.
Wójt Fijas dużo więcej czasu we wspomnianym wywiadzie poświęcił na ubolewanie, że jest szkalowany, a także oskarżanie burmistrza Ostródy. Ogólnie pan Fijas uważa, że trzeba budować współpracę samorządów i on to stara się robić, ale niestety burmistrz nie potrafi współpracować. Nie tylko z nim, ale także ze starostą. Pewnie miał na myśli sprawę sprzątania dróg powiatowych w Ostródzie. Tylko w czym tu zawinił burmistrz, skoro to akurat starosta odmówił odnowienia umowy? Ale dziegciu trochę i z tej beczki polał. O tyle to ciekawe, że w sprawie komunikacji w gminie akurat starosta wójta popierał
i burmistrzowi przypiekał.
Na koniec wójt Fijas wyraził oburzenie, że ktoś śmie mówić o układzie i walce z układem. Nie ma żadnego układu, jest współpraca, jest budowanie relacji. Także w temacie odpadów. Pytanie czyim kosztem, bo gdy słucham gładkich słów to zawsze się zastanawiam, co one przykrywają.
A jakie są efekty budowania tych wójtowych relacji dla zwykłego mieszkańca Ostródy. W temacie utrzymania ulic, starostwo oszczędza dwa miliony, a ulice powiatowe w Ostródzie toną w śmieciach. W temacie oświaty, miasto nadal dopłaca setki tysięcy złotych do uczących się w podstawówkach dzieci z gminy, a dopominanie się o pokrycie części kosztów jest traktowane jako brak współpracy. W temacie komunikacji udało się burmistrzowi nie dopuścić do dopłacania do komunikacji w gminie.
W temacie odpadów znowu Michalak nie współpracuje i nie „buduje relacji”, bo jego spokój okupiony byłby wzrostem kosztów życia Ostródzian. Czy wzrostem uzasadnionym? Nie wiadomo.
Słucham żalów wójta Fijasa jak to jest on niedoceniany i szkalowany, jak się poświęca dla dobra innych.
I przypomina mi się jak po złożeniu ślubowania i objęciu ponownie swego urzędu, natychmiast wręczył zwolnienie pracującej w urzędzie gminy ponad 25 lat żonie swego konkurenta w wyborach na wójta gminy. Powód likwidacja stanowiska. Wszystko zgodnie z prawem. Formalnie bez zarzutu.
A moralnie?
I dlatego na żale wójta patrzę z dużym dystansem.
Włodzimierz Brodiuk