Wiedza dla wybranych, czyli o manipulacji informacją

Chociaż do kalendarzowego końca lata jeszcze kilka tygodni to chłodne ranki już jego nadejście zwiastują. Sierpień dał się we znaki huraganami, powodziami i – charakterystycznymi raczej dla Północnej Ameryki – trąbami powietrznymi. Pokazał też jak wiele jest w nas ludzkiej solidarności, ofiarności i życzliwości. Tragedie sierpnia odsłoniły też po raz kolejny obłudę polityków, którzy nawet ludzkie dramaty wykorzystują dla partyjnych celów. Wzajemne oskarżenia zamiast współpracy. I żadnej refleksji nad popełnianymi błędami. Brak uderzenia się w piersi: zawaliliśmy, nie byliśmy przygotowani. Zamiast tego zwalanie winy na politycznego przeciwnika, a tym jest każdy, który o władzy źle się wypowie. Jak powszechnie wiadomo, w naszym kochanym kraju tylko zima zaskakuje i tylko drogowców. Władzy – nigdy! Władza bowiem czyni tylko dobrze. A czyni nawet wtedy, gdy tylko gada, że czyni. Na co dzień doświadczamy tego zresztą na ostródzkim podwórku.

Żeby przekonać do własnych racji trzeba z nimi dotrzeć do odbiorcy. W czasach nie tak odległych, chociaż dla trzydziestolatków nawet to już historia, tuba była jedna i pod kontrolą. Podziemne wydawnictwa docierały do niewielu, Radio Wolna Europa i Głos Ameryki zagłuszały potężne nadajniki szumu, a o Internecie nikt nie słyszał. Władza mówiła, a lud miał słuchać. Dziś się już tak nie da. Tylko ci, co chcą być ślepymi i głuchymi, mogą nie widzieć i nie słyszeć. Każdy kto CHCE WIEDZIEĆ ma taką możliwość nie ruszając się z fotela. Wystarczy pilot. Albo wielobarwny różnorakością formy i treści Internet. Władza straciła kontrolę nad wciskaniem tylko swoich racji. Jak w PRL państwowe środki przekazu przekazują tylko „słuszne” treści i opinie, ale wystarczy przełączyć kanały, otworzyć inne portale, by móc skonfrontować owe racje z odmiennymi, ale przede wszystkim z omijanymi przez propagandę faktami.

Na szczeblu centralnym władza (dodajmy każda władza) ma do dyspozycji podporządkowane jej częściowo lub w pełni media „publiczne”. Ale działa władza też poprzez naciski nieformalne. Ot, państwowe spółki i holdingi dają ogłoszenia albo nie, w zależności od „sympatii” do władzy. A środki na tzw. marketing spółki owe mają ogromne i dla wielu tytułów medialnych uzyskanie ogłoszeń od tych spółek to być albo nie być. Kto kupuje gazety ten na pewno spostrzegł, jak zmiana władzy wpływa na zmianę tytułów, w których ukazują się ogłoszenia państwowych potentatów gospodarczych. I tylko potężne spółki medialne potrafią się oprzeć takim finansowym naciskom i robić swoje, czyli przekazywać informacje zamiast propagandy.

Metoda: nie krytykujesz – damy ogłoszenie, wspierasz – damy jeszcze jedno, ma szczególne znaczenie na obszarach lokalnych, gdzie media są słabe i ledwo wiążą koniec z końcem. W małych miastach i gminach to miejscowa władza decyduje często o „być albo być” lokalnej gazety czy lokalnych programów telewizyjnych. I lokalny biznes też, zwłaszcza ten, który z władzą woli mieć dobre układy i wspólne interesy. Jeżeli jakieś medium próbuje się wybić na niezależność od tego finansowego wsparcia wpada w kłopoty. W interesie więc własnym relacjonuje „pogodę ducha władzy” i staje się – chcąc nie chcąc – propagandową tubą.

Władza w różny sposób stara się podporządkować sobie niezależne media. Ale jedna platforma przekazu jest odporna na jakiekolwiek próby podporządkowania: Internet.   Tu nie trzeba ani ogromnych nakładów finansowych na uruchomienie przekazu, ani na jego funkcjonowanie. Władza może albo się z tym pogodzić, albo – wzorem niektórych dyktatur – próbować ograniczyć dostępność do Internetu. Tyle, że nawet w naszej ułomnej, ale jednak demokratycznej formie ustroju mogłoby to doprowadzić do zmiany władzy. Zamach na Internet pozostanie więc chyba w sferze marzeń o pełnej kontroli nad treściami, które do obywateli docierają.

Autorowi tego blogu też próbuje się „zamknąć gębę”, bo informuję o rozbieżności i to sporej, między tym co powiatowa władza gada, a co czyni. Władza ma działać w interesie społeczności, zgodnie z potrzebami tej społeczności i TRANSPARENTNIE. A jako, że potrzeby społeczne są, niestety, zazwyczaj większe od możliwości ich zaspokajania, to właśnie jawność podejmowania decyzji, jawność ich uwarunkowań, nabiera szczególnego znaczenia. Transparentność oznacza też brak ukrytych intencji i większą dbałość o interes ogółu. Brak transparentności to rozbieżność słów i czynów, to często ukrywanie wykorzystywania posiadania władzy dla prywatnych celów grupy trzymającej władzę. Rozbieżność zaś często oznacza naginanie przepisów prawa i niewielkie zdawałoby się, ale istotne zmiany w mechanizmach podejmowania decyzji. Takie zmiany, pozorują stosowanie procedur i pozwalają uzyskać zakładany cel.

Przykładem z bieżącego lata są konkursy na ordynatorów oddziałów szpitalnych w PZOZ S.A. w Ostródzie. Powszechnie wiadomo, że takie konkursy się odbyły, ale w rzeczywistości prezes szpitalnej spółki wcale konkursów na ordynatorów nie ogłosił i nie przeprowadził. Prezes Boniecki konkursy ogłosił co prawda pod koniec lipca z terminem rozstrzygnięć na początek sierpnia – większość 4 sierpnia, ale dotyczyły one (cytuję zgodnie z ogłoszeniem): OFERT NA UDZIELANIE ŚWIADCZEŃ ZDROWOTNYCH w poszczególnych oddziałach.

Dopiero głęboko w zakładkach szpitalnej strony internetowej tkwiła informacja, że jest to OGŁOSZENIE O KONKURSIE OFERT NA UDZIELENIE ZAMÓWIENIA NA ŚWIADCZENIA ZDROWOTNE WYKONYWANE PRZEZ LEKARZA SPECJALISTĘ W ZAKRESIE (tu określenie specjalizacji) NA RZECZ PACJENTÓW POWIATOWEGO ZESPOŁU OPIEKI ZDROWOTNEJ W OSTRÓDZIE S.A. WRAZ Z PEŁNIENIEM FUNKCJI ORDYNATORA ODDZIAŁU. Czyli nie chodziło o lekarzy specjalistów, a o obsadzenie funkcji kierowniczych szpitalnych oddziałów.

Kto szukał ten znalazł O CO CHODZI. Albo: kto wiedział O CO CHODZI ten znalazł. Które zdanie zawiera właściwą odpowiedź? O tym w następnym felietonie.

W.B.

Comments

comments