Narasta wyborcza agresja. Z obu stron. Warto jednak zauważyć, że o ile strona władzy tworzy atmosferę strachu i zagrożenia w oparciu o emocje, to strona opozycyjna częściej operuje argumentami faktograficznymi, chociaż wyjaśnianiem „co się za gadaniem obu stron kryje” zajmują się raczej media. I dotyczy to jednak tylko i wyłącznie mediów niezależnych od władzy i jej garnuszka.
Tymczasem media zależne od władzy są przepełnione atakami na Tuska, co najmniej obelżywymi, oraz krytyką opozycji, jakby to ona sprawowała władzę. Uaktywnił się w nich ostatnio także Kaczyński udzielając wywiadów, w których Tusk jest niczym Gargamel nienawidzący Smerfów. Chociaż porównanie to pewnie jest chybione, bo Tusk, chociaż rudy, nie ma rudego kota. W wywiadzie w tygodniku Karnowskich „ Sieci” nazwisko głównego przeciwnika prezesa padało aż 51 razy, zawsze w kontekście negatywnym.
A argumentacja? Niby historyczna i na pewno emocjonalna. O czym na przykład wg Kaczyńskiego Tusk myśli? A więc myśli o tym (cytuję), „że Polacy zapomnieli o jego katastrofalnej w skutkach działalności w czasie, gdy był premierem. Ale Polacy pamiętają. Pamiętają choćby o tym, jak szkodził gospodarce„. Znaczy: celem Tuska jest szkodzenie naszej gospodarki w interesie – co prezes kilkakrotnie sugeruje – Niemiec.
Bo gdyby Tusk doszedł do władzy to (cytuję): „próbowałby zdusić inflację, niszcząc gospodarkę. Doprowadziłby do zapaści gospodarczej, wzrostu bezrobocia, nędzy. Tak robili liberałowie w latach 90., tak zrobił w czasie kryzysu 2008 r. (…) Polacy zobaczą, jak kosztowne są jego koncepcje. Poza tym za Tuska inflacja byłaby jeszcze wyższa, a koszty społeczne ogromne”. Znaczy Tusk oszczędzałby twoim wyborco kosztem, a i tak inflacja by wzrosła, i bezrobocie też. Szefa przebił Terlecki, który zagroził bezrobociem rzędu 60 proc. „Bo tak już było”.
Rzecz w tym, że nie było. Była natomiast całkowicie inna sytuacja niż dziś. Po pierwsze przyczyną kryzysu z roku 2008 (początek uwidocznił się już w 2007) było załamanie się rynku finansowego, a wychodzenie światowej gospodarki z kryzysu trwało co najmniej do 2014 roku. Wszystkie kraje, także Polska, ratowały się zaciskaniem pasa, ograniczaniem wzrostu wydatków socjalnych. Dzięki temu udało się Polsce uniknąć recesji, ba, nasza gospodarka odnotowała niewielki wzrost. Wyszła wcześniej od innych na ścieżkę rozwoju, ale zaciskanie pasa wywołało także niezadowolenie społeczne, co skrzętnie podsycało PiS. Podobnie jak zbyt radykalne decyzje, słuszne ekonomicznie, ale wzmagające niezadowolenie: umowy śmieciowe, arbitralne przekazanie części kapitału emerytalnego z OFE do ZUS.
Pieniądze z OFE nie przepadły, zabezpieczenie emerytalne pozostało bez zmian, zmniejszyło się natomiast zadłużenie i zadłużanie państwa, ale kłamstwo o „zabraniu i okradzeniu Polaków” funkcjonuje w propagandzie PiS do dziś. Co ciekawe rzeczywistego zmniejszenia funduszu emerytalnego OFE Polaków dokonał dopiero PiS, obarczając wypłaty z OFE dodatkowym 19-procentowym podatkiem.
Mający inne przyczyny, kryzys roku 2020 załamał gospodarkę praktycznie na rok zaledwie. Szereg przedsiębiorstw nie przetrwało lockdownu, ale gospodarka błyskawicznie się odbudowała. Tak więc o ile w latach 2007- 2014 kryzys ekonomiczny doprowadził do kilkuletniego wzrostu bezrobocia to kryzys covidowy był krótkotrwały, podobnie wzrost bezrobocia, który szybko niwelowała rozpędzona gospodarka. Tu dodajmy, że skutki obu kryzysów Polska odczuła mniej niż (statystycznie) reszta Europy i Świata. I jeszcze jedno: decydujący wpływ na wahania bezrobocia mają nie tyle działania rządów, co światowa koniunktura. A w XXI wieku mamy do czynienia – mimo obu kryzysów – z rozwijającą się gospodarką.
Istotnym elementem niskiego bezrobocia jest też demografia. Liczba osób w tzw. wieku produkcyjnym zmniejszyła się od 2011 roku (początek drugiej kadencja PO-PSL ) o 2 miliony, co roku ubywa z rynku pracy 100 tysięcy osób. Łatwo policzyć: 2 mln to 13,3 proc. z 15 mln pracujących. To mniej więcej tyle ilu było bezrobotnych w szczytowym okresie kryzysu ekonomicznego „za Tuska”.
Sianie strachów o Tusku i bezrobociu stoi w jaskrawej sprzeczności z ekonomicznymi analizami – polskich i zagranicznych ekspertów, którzy wskazują, że gospodarka naszego kraju będzie się rozwijać, niezależnie od zmian we władzach. Większy wpływ na nią mieć będą ewentualne wahania gospodarki – nomen omen – niemieckiej, z którą nasza jest dziś najbardziej powiązana.
Te wnioski z gospodarczych prognoz nie przeszkadzają Kaczyńskiemu i PiS odgrzewać antyniemieckich nastrojów. Podobnie jak straszyć imigrantami w sytuacji, gdy nasza gospodarka wymaga rocznie przynajmniej uzupełnienia liczby odchodzących na emerytury. A politycy PiS przebąkują o zmniejszeniu wieku emerytalnego. Więc Obajtek buduje, bo potrzebuje ludzi, obóz pracy dla kilkunastu tysięcy imigrantów, chociaż jego patroni straszą, że imigranci będą gwałcić i siać epidemie. Ale tylko ci „nielegalni”, zwłaszcza pewnie kobiety i dzieci. Bo już ci „legalni”, sami mężczyźni stłoczeni za drutami obozów Obajtka, to na pewno nie. Oni będą grzeczni, spokojni i wyjadą.
Pomieszanie z poplątaniem.
Włodzimierz Brodiuk