Kant „wszystkich świętych”

Cwani Anglicy zagarnęli pół naszego świata stosując politykę napuszczania podbijane ludy na siebie nawzajem i – tworząc wrogów – przekonywali, że ich panowanie będzie najlepszym rozwiązaniem. A jak już to osiągnęli, trzymali w karbach i zniewoleniu zarówno wrogów jak i popleczników. No, może zwolenników traktowali z większym pobłażaniem. Przed nimi na podobnych zasadach budował swoje imperium starożytny Rzym. Metoda okazuje się skuteczna także dziś,  o ile umiejętnie zostaną podsycone emocje, fobie i uprzedzenia, a uda się zagłuszyć rzeczywiste intencje. Sprzyja obejmowaniu władzy, ale nie wystarcza do jej utrzymania.

W demokratycznym państwie do władzy dochodzi się wykorzystując potknięcia aktualnych rządów, brak zaufania, niezadowolenie wyborców. Proces to normalny, jako że zawsze oczekiwania są większe niż możliwości ich zaspokojenia, zwłaszcza gdy owe oczekiwania są dodatkowo podsycone wyborczymi obietnicami. Zmiana władzy jest zatem, w odróżnieniu od krajów autokratycznych, procesem normalnym. W systemach demokratycznych władza jest bowiem tylko zarządcą i podlega kontroli niezależnych, nie podlegających jej struktur. Stałej kontroli. Wybory są jednym z jej podstawowych elementów. Pozwalają na zmianę władzy, zgodnie z oczekiwaniami większości wyborców.

Demokracja to jednak twór słaby. Jest stabilny, gdy opiera się na przestrzeganiu zasad i norm. Przyjętych nie tylko w Konstytucji, także tych niepisanych. Wywodzących się w dużej mierze z kanonów chrześcijaństwa. W demokratycznych państwach polityk nie może na przykład kłamać i oszukiwać. Przyłapany na kłamstwie traci zaufanie i skazuje na to całą swoją partię. Nie może też wykorzystywać swego stanowiska do celów prywatnych lub partyjnych. Dyskwalifikuje go kumoterstwo, mobbing i nepotyzm. Człowiek jest jednak ułomny więc co chwila demokracjami wstrząsają tego typu afery.

Co można w tym kontekście powiedzieć o kraju, w którym na czele rządu stoi polityk uznany przez sąd winnym kłamstwa. O kraju, w którym nepotyzm jest na porządku dziennym, partyjne kliki obsiadły spółki i wszystko co się dało w strukturach państwa? O kraju, w którym tworzy się specjalne fundusze dla „swoich”, dzieli dotacje między „swoimi”?  I o partii, która doszła do władzy pod hasłem zwalczania oligarchii, a sama tę oligarchię tworzy pasożytując na majątku państwa? Panuje w nim system demokratyczny?

Oczywiście! Odpowiadają politycy tzw. Zjednoczonej Prawicy. Działają wszystkie struktury demokratyczne, mamy demokratycznie wybrane władze, mamy wybory. Fakt. Mam wystarczająco dużo lat by pamiętać PRL, w którym funkcjonowały demokratyczne struktury i odbywały się wybory. A „demokratyczna” władza tworzyła wrogów z Żydów, Niemców i Zachodu. Teraz tworzy, zgodnie z pierwowzorem, wrogów z Niemców i Zachodu. Żydów zastąpili „niepolscy Polacy” i LGBTQ. Nie ma stonki, są nagonki.

Pani europosłanka Zalewska na pytanie jak skomentuje prześmiewanie się swego prezesa z przeżywających koszmar osób transpłciowych i rechot widowni odpowiedziała: „Jarosław Kaczyński podkreśla, że jesteśmy krajem demokratycznym i wolnym”.  Pewnie dlatego prezesa, jednego z 460 posłów, bez żadnej państwowej funkcji, chronią kompanie zmotoryzowanej państwowej policji, za pieniądze podatników. A wyszydzani przez pana prezesa za próby protestowania obrywają gazem po oczach i pałą po grzbiecie, a państwowe służby przeszukują ich mieszkania. Jesteśmy krajem demokratycznym i wolnym.

Demokracja to tylko słowo, struktury demokratyczne to tylko fasady. Bez wypełnienia ich sensem demokracji nic nie znaczą. A sens to praworządność polegająca na stabilności prawa, równości prawa dla wszystkich obywateli, niezależności sądownictwa od polityków. Istotą demokracji jest też kontrola władzy politycznej. Przez sądy właśnie, ale także przez samo społeczeństwo, dzięki niezależnym od władzy mediom, które wnikają w każdą działalność władzy, ujawniają jej sekrety. Obywatel ma prawo wiedzieć, dziennikarz ma obowiązek go informować. Polityk, we własnym interesie, nie lekceważy dziennikarza. Gdyby pokazywał mu – jak pewien wicemarszałek naszego Sejmu – plecy, zniknąłby z mediów, co równałoby się jego politycznej agonii.

Ale przecież – powie ktoś – w zachodnich demokracjach też politycy wybierają sędziów do sądowych instytucji. Rzeczywiście. Różnie to się odbywa, ale jeden element jest wspólny: w każdym systemie to prawnicy decydują z jakich kandydatur będzie polityk wybierał. To powoduje, że w żadnym z tych krajów na ważne stanowiska sędziowskie nie mianuje się sędziów bez dorobku. W żadnym większość obecnych nominatów PiS w KRS, Sądzie Najwyższym i sądach powszechnych czy Trybunale Konstytucyjnym nie miałaby szans na swe obecne stanowiska. Znowu kłania się epoka „socjalistycznej demokracji” z nominacjami typu „mierny, bierny ale wierny”.  I praktyką oceniania wyroków przez władze z odwoływaniem i odsuwaniem niewygodnych sędziów.

Nie twierdzę, że analogie z PRL oznaczają powrót do PRL. Obecna władza od momentu wygrania wyborów realizuje inną koncepcję autokratyzmu. W PRL nie było możliwości budowania oligarchii, a żerowanie na państwie nijak się miało do obecnej skali partyjnego pasożytnictwa. Inne czasy. Natura ta sama.

Kaczyński ma świadomość porażki. Nie udało mu się odciąć Polaków od informacji likwidując niezależne media. Partyjna TVP i obajtkowe media ze swoją prostacką propagandą, sianiem nienawiści, podziałów i fałszu, jedynie powstrzymują odpływ zwolenników. Pozbycie się wykwalifikowanych kadr i lekceważenie ekspertów doprowadziło do decyzji pogłębiających kryzys gospodarczy. Coraz trudniej porażki zrzucać na pandemię, wojnę w Ukrainie, Tuska, opozycje i Niemców. Szykuje się porażka.

Rzymianie tracący władzę w Galii i Germanii, a potem Anglicy w różnych częściach świata, próbowali ją utrzymać siłą. Komuniści w PRL zastosowali też rozwiązanie siłowe. Czy Kaczyński pogodzi się z utratą władzy? Póki co próbuje starych sztuczek. Omija pisane i zwyczajowe prawo. Zmienia termin wyborów samorządowych, co jego zdaniem ograniczy rozmiary ewentualnej przegranej, przebąkuje o zmianach w ordynacji wyborczej i wprowadzeniu do każdej komisji obwodowej po dwóch aktywistów PiS. Po cichu rozważa się zmianę granic okręgów wyborczych. Cały aparat propagandowy PiS głosi, że opozycja chce sfałszować wybory, jakby to opozycja, a nie podporządkowany PiS aparat wyborczy, te wybory organizowała. Czy – przywołując opinię Kurskiego – ciemny lud to kupi? Nie wiem. Ale podstawy do nieuznania wyników wyborów, w przypadku porażki, są tworzone.

Tymczasem „ciemny lud” Kurskiego kupuje bajeczki o zagrożeniu naszej suwerenności i wolności przez Niemców za pośrednictwem kierowanej przez nich Unii Europejskiej. I PiS tej suwerenności i wolności właśnie broni. Tyle, że nie kosztem partyjnych elit, którym na wszelki wypadek przygotowuje miękkie lądowanie, ale kosztem nas wszystkich. Także zwolenników PiS.

Tak naprawdę bajanie o tym zagrożeniu naszej suwerenności to zwykły kolejny kant rządzących naszym krajem „wszystkich świętych”. Oni bronią tylko swojej suwerenności, czyli bezkarności i prywatnych interesów. Najchętniej by z tej Unii wyszli, bo tylko ta Unia blokuje im realizację planów utrwalenia władzy. Swojej, partyjnej, w pełni – a jakże – demokratycznej.

Ciekawe czy damy się na ten kolejny kant nabrać? Tak jak na „ośmiorniczki” i „zamach smoleński”. I czy pozwolimy na ukrycie prawdy o wszystkich kantach tej władzy.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments