Każdy sobie rzepkę skrobie…

Zgodnie z przewidywaniami radni pokazali burmistrzowi Ostródy „kto tu rządzi” i rozdrapali budżet inwestycyjny Ostródy według własnego widzi-mi-się. Każdy coś dla siebie uszczknął. A to na ogrodzenie placu zabaw, a to na kolejne place zabaw, a to na oświetlenie ulicy, a to na  przygotowanie terenu pod cmentarz, a to na opracowanie dokumentacji dla centrum multimedialnego. Każdy sobie własną rzepkę uskrobał, a suma rzepek dała koalicję radnych  Koalicji Obywatelskiej, Prawa i Sprawiedliwości oraz Dobra Wspólnego. To wystarczyło do olania innych radnych. Propozycje radnych Rzeczy Jasnej wylądowały w tym samym koszu co projekt burmistrza.

– No i dobrze się stało – mówi mi znajoma i pokazuje Gazetę Ostródzką. – Patrz dzięki temu zamiast na naprawę pomostów radni zadbali o rozwój miasta. O, popatrz, tu napisali, że dzięki tym poprawkom radni zadbali by „odtworzyć potencjał turystyczny”. Przyciągną turystów.

Pokiwałem głową. Ciekawa argumentacja. Usuwając z budżetu nakłady na odrestaurowanie nabrzeża Jeziora Drwęckiego, głównej atrakcji turystycznej miasta, radni „odtwarzają potencjał turystyczny”.  Tak wynika z wypowiedzi radnego Kowalskiego, którą bezkrytycznie przytacza gazeta. Tymczasem, po „poprawkach” POPiS-owskiej koalicji, infrastruktura nabrzeża niszczała będzie kolejny rok, a miasto będzie ograniczało się do wystawiania tablic z zakazem dostępu.  Chociaż może się mylę. Może właśnie te połamane pomosty, blokady i zakazy staną się atrakcją turystyczną Perły Mazur? Tylko czemu radni określają to „odtworzeniem potencjału turystycznego”? Przecież to jest rewolucyjne „tworzenie potencjału” przez zaniechanie. To „wzmocnienie” turystycznego znaczenia rdzewiejącego wyciągu, zajmującego sporą część akwenu i blokującego wodniakom dostęp do nabrzeża. Wyciągu, który już przestał być jakąkolwiek atrakcją i jedynie generuje koszty.

Można się liczyć z tym, że burmistrz skutecznie zaskarży tę szkodliwą dla miasta uchwałę. Co z kolei da powód do kolejnego ataku zwartej koalicji  partyjnych radnych o niezaspokojonych ambicjach. Można głosić piękne hasła, zaprzeczać własnej interesowności i głosić gotowość współpracy. Ale słowa ssą czcze, gdy czyny im przeczą.

Idea samorządu zbudowana została na współpracy samorządowych struktur. I na dobrej woli tej współpracy. Samorząd, czyli ogół mieszkańców, nie jest w stanie zarządzać poprzez wiecowanie. Zarządu nie sprawuje także rada. Uprawnienia takie ma burmistrz lub wójt. Wybierani na to stanowisko w bezpośrednich wyborach, dostają jednocześnie glejt na projektowanie decyzji dla samorządu strategicznych. Ostatecznie projekty te zatwierdza rada, ale nie oznacza to, że rada może dowolnie zmieniać projekty burmistrza czy wójta. Ona ma pilnować, by były zgodne ze strategicznymi planami rozwoju, uchwalanymi także po konsultacji z mieszkańcami.

Mamy w Ostródzie ogrom potrzeb. Jak w każdym mieście. Które są ważniejsze, które ważne, a które mniej ważne? Czy jesteśmy w stanie dokonać tej gradacji potrzeb obiektywnie? Nie, jeżeli nie przyjmiemy jasno określonych kryteriów. Bo przecież załatanie dziury w chodniku przed moim domem będzie dla mnie ważniejsze, niż dziury przed domem sąsiada, a co dopiero na sąsiedniej ulicy. Dla radnego dziura w jego okręgu wyborczym będzie ważniejsza od dziury w innym okręgu. No bo załatanie „jego” dziury zwiększy mu szansę ponownego zdobycia mandatu.

Radni z partyjnych nominacji mają też partyjne priorytety i zalecenia, które w dużej mierze związane są z osłabianiem pozycji politycznych przeciwników.  Dochodzą do tego jeszcze osobiste animozje i sympatie. Jak to wszystko pogodzić przy tworzeniu budżetu i wydatków inwestycyjnych? I tu w sukurs przychodzą wcześniej uchwalone strategie rozwoju lokalnego i wieloletnie plany inwestycyjne. Określają one  priorytety inwestycyjne. Pomijając nieoczekiwane konieczności, wynikające – odpukajmy w niemalowane – z jakichś kataklizmów, stanowią one dla burmistrza wytyczną do tworzenia projektu inwestycji. I tak się dzieje. Oczywiście, tam gdzie radni nie kierują się innymi „wytycznymi”.

W strategii rozwoju Ostródy elementem podstawowym jest rozwój turystyki. Z racji położenia, walorów turystycznych, ograniczonego obszaru miejskiego. To turystyka, wpływy z niej, warunkują zaspokajanie innych potrzeb. Prywatni inwestorzy doceniają walory turystyczne, o czym świadczą nowe hotele. Miejskie inwestycje powinny te prywatne wspomagać. Miasto musi się otworzyć na jezioro, nabrzeże musi stać się przyjazne dla  turysty. A nie jest. Odgradzają go od niego nawet wcześniejsze próby wzbogacenia atrakcyjności jeziora.

Zgodnie z projektem burmistrza tegoroczne inwestycje miały otworzyć jezioro. Wydawało się, że także radni do tego się przychylali, jako że co rusz krytykowali burmistrza za stan pomostów i brak pomysłu na turystyczną Ostródę. I gdy ten znalazł środki, by postulat spełnić POPiS-owska koalicja postanowiła go odrzucić. W imię rozwoju nie tyle miasta, ile wojenki z niechcianym burmistrzem. Bo, chociaż place zabaw, ścieżki i ogrodzenia są ważne, to przecież nie one zadecydują o rozwoju miasta. Tak jak zmuszanie do realizacji niedopracowanych i nieprzeanalizowanych pomysłów na multimedialne centrum czy lokalizację na terenie gminy cmentarza komunalnego.

Humorystycznie, choć smutno,  zabrzmiał końcowy akord skrobania rzepek. Wybrzmiał stwierdzeniem skarbnik miasta, że już nie ma co dzielić. Radni Rzeczy Jasnej, którzy wnioskowali utrzymanie przynajmniej części z prorozwojowych propozycji burmistrza związanych z nabrzeżem Drwęckiego, pozostali z niczym. I wstrzymali się, rzecz jasna, od wsparcia POPiS-owskiej koalicji. Niekoniecznie dla dobra wspólnego.

 

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments