Zawiniło kolano?

Nieżyjący już ojciec premiera Morawieckiego stwierdził ongiś, że od prawa ważniejsza jest wola narodu. Prezes Kaczyński cały czas powtarza o tym, że najważniejszy jest suweren, a suweren zawierzył swój los partii PiS. Nie dopowiada, że wobec tego rolę Suwerena przejęła jego partia, a że o decyzjach partii decyduje prezes, zatem suwerenem jest dziś faktycznie prezes Jarosław Kaczyński.

To przewrotne rozumowanie można było wywieść  tylko dlatego, że PiS doszedł do władzy w wolnych demokratycznych wyborach.  Dziś zmienia ustrój państwa, chociaż przed wyborami suwerena o tym zamiarze nie poinformował, a dokonuje tego pod płaszczykiem naprawy państwa zawłaszczonego przez bliżej nieokreślone elity z PO i Tuskiem na czele. Chojnie wspierane z budżetu media rządowe i prawicowe promują zawłaszczanie państwa jako budowę suwerenności i demokracji.

Dożyliśmy czasów pozorów z pozorem demokracji na czele. Czy demokratycznie wybrany sejm spełnia demokratyczne normy? Czy są taką normą nocne głosowania, ograniczanie czasu wypowiedzi posłów opozycji do minuty, karanie tylko posłów opozycji za krytyczne wypowiedzi, odrzucanie zbiorowe wszystkich wniosków opozycji,  brak konsultacji społecznych? Przykłady można by mnożyć, a wszystkie prowadzą do jednego wniosku: Sejm stał się wydmuszką – forma niby demokratyczną, bez demokratycznej treści. Maszynką do głosowania zgodnie z wytycznymi z Nowogrodzkiej. To tam zapadają decyzje. Ongiś,
w czasach słusznie minionych, wytyczne do sejmowego głosowania zapadały w gmachu przy Alejach Jerozolimskich.

Ten Sejm przekształcał, zgodnie z ustaleniami na Nowogrodzkiej, kolejne demokratyczne struktury, mające – to warto podkreślić – kontrolować władze państwa, w kolejne wydmuszki.    W oderwaniu od obowiązującego systemu prawnego, łamiąc Konstytucję, jedynie słuszna partia zmieniła ustrój państwa: zniszczyła trójpodział władzy. Dziś to ona kontroluje instytucje, których kontroli miała podlegać.

Niby nic się nie zmieniło, a zmieniło się wszystko – twierdzi prof. Migalski, który wcześniej wspierał PiS. – Niby mamy Trybunał Konstytucyjny, ale wiemy, że prezes TK to towarzyskie odkrycie prezesa partii rządzącej. Niby mamy pełniącego obowiązki I prezesa SN, ale wiadomo, że to człowiek Zbigniewa Ziobry i obozu władzy. Mamy NIK, ale tam z kolei jest człowiek, w którego kamienicach były prowadzone pokoje na godziny. Wiadomo, że mamy Sejm, ale tam są łamane wszelkie reguły debaty, niby mamy media publiczne, ale wiadomo, że to media rządowe i propagandowa tuba.

PiS, rząd i całe struktury państwa stały się narzędziami w rękach jednego człowieka – Jarosława Kaczyńskiego, który krok po kroku realizuje swoją wizję państwa. Każdy krok przemyślany. Opozycja tańczy jak on chce. Pokrzykuje tylko, ze skutkiem pieska na pustyni. Nie przeszkadzają nawet drobne niepowodzenia. Przejęty Senat, mała przewaga w Sejmie, błąd w mianowaniu szefa NIK, „podskakujący” Gowin, nieudacznicy w rządzie i androny partyjnych wasali. Na przeszkodzie może stanąć tylko jedna kwestia: porażka Dudy w wyborach prezydenckich.

Dotychczas wszystko sprzyjało realizacji planów pana Kaczyńskiego. Bezpieczne przeprowadzenie kraju przez kryzys gospodarczy przez PO, której politycy zbyt zadarli nosy, by dostrzec własne błędy. Dobra koniunktura gospodarcza na świecie, która pozwoliła na kupowanie wyborców pomocą socjalną. Pozwoliła i jeszcze pozwala. Wreszcie koronawirus. Każde zagrożenie sprzyja władzy, więc szansa na zwycięstwo w wyborach prezydenckich stawała się pewna. I wtedy coś się załamało.

Historycy pewnie dojdą z czasem do tego co się wkradło „nie tak” w misterny plan. Zbytnie zadufanie? Niekompetencja aparatu partyjnego i rządowego PiS? A może totalne już zlekceważenie Suwerena, któremu przecież tak skutecznie wmawia się każdą bzdurę? I strach, że jednak nie poradzą sobie z pandemią i Duda może przegrać? W każdym razie PiS zapętlił się w chęci przeprowadzenia na siłę wyborów w okresie pandemii.

Przy tak dużej przewadze swego kandydata i nieporadności opozycji wydawałoby się, ze najlepszym rozwiązaniem jest rozwiązanie konstytucyjne: ogłoszenie stanu klęski żywiołowej. Kadencja Dudy zostałaby przedłużona. Wybory przełożone. Może strach, a może pycha i poczucie totalnej bezkarności w łamaniu Konstytucji, spowodowały  przyjęcie rozwiązań absurdalnych i nie do zrealizowania. No i mamy to co mamy. Dwa dni przed dniem wyborów Sejm, odrzucając weto Senatu, przyjął ustawę będącą wątpliwym kodeksem wyborczym. Posłowie tzw. Zjednoczonej Prawicy mieli pełną świadomość uczestniczenia w farsie, ale polecenie jest poleceniem. Wiedzieli, że wybory się nie odbędą, że sama ustawa jest do kitu i trzeba ją zmienić, że głosowanie ma tylko wykazać jedność prawicy. Czy pokazało? Nie wiem. Na pewno pokazało „kto tu rządzi”. Dwóch szeregowych posłów wytyczyło zadania dla Państwowej Komisji Wyborczej, Sądu Najwyższego, Sejmu i Senatu. I znowu nasuwa się porównanie do czasów słusznie minionych.  Chociaż wówczas, też za nic mając prawo i obywateli, w większym stopniu dbano o pozory.

O wyrzuconych w błoto milionach, wkurzonych ludziach, bezkarności i samowoli urzędników,  druków pakietów wyborczych na gębę i innych absurdach pełno jest w mediach niezależnych. Znaczy niemieckich, żydowskich czy jak je tam jeszcze określa telewizja Kurskiego.  W rządowych i prawicowych, czyli „narodowych”,  zwala się winę za wszystkie błędy i manipulacje PiS na opozycję. Z jedną zmianą: klasyczny przekaz dnia „wina Tuska’, zastąpiło hasło „wina Grodzkiego”. 

Może jednak prawda jest bardziej banalna. Może to jednak kwestia dokuczającego prezesowi kolana. Zaabsorbowało może ono tak bardzo pana prezesa, że nie mógł dopilnować poczynań swych podwładnych. Pozostawieni samym sobie, nie przyzwyczajeni do samodzielności, nie podołali skomplikowanym mechanizmom rządzenia i zarządzania,
co skończyło się klapą kompletną.
Historycy wyjaśnią…

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments