Czas szybko leci. Jeszcze niedawno siadaliśmy do wigilijnego stołu z opłatkiem, a już pożegnaliśmy hucznie stary, nikomu już niepotrzebny, 2018 Rok. Nowy 2019 przywitał nas paraliżującą pogodą. Śnieg, wiatr, cofka na Bałtyku, znikające plaże, połamane huraganowym wiatrem drzewa i lawiny. Niektórym z nas wydawało się, że zimy już nie będzie, nie zmienili opon i teraz na drodze mamy wszyscy problem. Ale problemy większego kalibru dopiero przed nami.
Problemem, który rząd chce odłożyć jest wzrost cen energii elektrycznej. Ustawą w ekspresowym tempie zamrożono ceny dla gospodarstw domowych, gwarantując wytwórcom energii dopłaty rzędu 4 miliardów, ale nie oznacza to zahamowania wzrostu cen towarów i usług, w których energia stanowi koszt. A do tego Komisja Europejska może uznać dopłaty za nieuzasadnioną pomoc państwa. Nawet jednak jak nakazowo ceny zostaną zablokowane, to grozić nam może jeszcze większy wzrost tych cen w latach następnych.
Każdy ekonomista wie, że blokowanie regulacji wolnorynkowych oznacza zakłócenie relacji ekonomicznych, co grozi trudnym do opanowania nieuzasadnionym wzrostem kosztów. Ale blokada cen może przynieść władzy korzyść w tegorocznych wyborach. Do Parlamentu Europejskiego, a także Sejmu i Senatu. A utrzymanie władzy to dla władzy cel najważniejszy. Po wyborach kłopoty jakoś się rozwiąże. Jak? Ano zobaczymy.
Z tego też powodu wstrzymano – też tylko na rok – wprowadzenie restrykcyjnej ustawy śmieciowej i podwyżek opłat za odbiór odpadów. Chociaż w tym przypadku istnieje przynajmniej szansa na nowelizację przepisów na bardziej dostosowane do naszych realiów. Pytanie co zrobią rządzący z innymi podwyżkami? A zagrożeń jest co najmniej kilka. I nie mówię tu tylko o żywności, bo ta rośnie powoli, ale stale. Pewnikiem jest jedno. Zawsze płacą zwykli ludzie. I samorządy, którym wstrzymanie „reformy” śmieciowej da nieco oddechu.
Dobrą decyzją PiS było wprowadzenie, wraz z nową kadencją rad, obowiązku transmisji posiedzeń samorządów, co pozwala nieco odsłonić kulisy podejmowania decyzji i czyni je bardziej transparentnymi. Nie wychodząc z domu możemy kontrolować działania radnych. A skoro możemy to powinniśmy to czynić, bo to otworzy nam oczy na wiele spraw, które ostatecznie nas akurat dotyczą i za które my płacimy.
Co wynika z pierwszych posiedzeń naszych samorządów? I czego możemy się spodziewać w tym roku? W powiecie akurat nie ma żadnych zmian. Co gorsza niczego nowego też trudno się spodziewać. Trochę roszad personalnych w Zarządzie i nowe twarze w samej Radzie nie czyni zmiany jakości. Utrwala – póki co – politykę grupowego interesu. Próbować będzie się temu przeciwstawiać kilku radnych z PiS i „Razem dla Powiatu”.
Szczególnie drażliwą kwestią pozostanie zarządzanie ostródzkim szpitalem i opieka zdrowotna nad mieszkańcami powiatu. Pokazała to już ostatnia sesja, podczas której bardzo konkretnie i jednoznacznie te problemy określili radni Orzechowski i Waszczyszyn. Ale stary-nowy starosta Wiczkowski miał dla nich bardzo dosadną interpretację powiatowej samorządności: „WASZE ZDANIE, JAKO OPOZYCJI, JEST NAJMNIEJ ZNACZĄCE”.
Tam, gdzie ważny jest interes społeczny, gdzie samorządowa władza chce jak najlepiej wypełniać swoje obowiązki, tam stara się korzystać z wiedzy i opinii każdego, w tym każdego radnego. Tam jednak, gdzie władza ma inne priorytety, a tym najważniejszym jest utrzymanie się przy władzy, tam tworzy i utrwala podziały. A najlepiej służy temu znalezienie wroga. Najlepiej, obdzieloną profitami funkcji i stanowisk, koalicję scala i podział utrwala, wróg w postaci radnych opozycji. Przez całą ostatnią kadencję metoda ta w powiecie ostródzkim sprawdzała się doskonale.
Każdą krytykę swoich działań starosta nie odpierał argumentami, ale zarzutami o niecne zamiary wyimaginowanego wroga w postaci byłego starosty. Dziś będzie więc trudniej unikać odpowiadania na konkretne pytania. A jak nie utrzyma się podział na SWOICH i WROGÓW to i swoi mogą „poprosić” o wyjaśnienie dlaczego nie odpowiada na pytania. I dlaczego zdanie opozycyjnego radnego nie ma znaczenia. A w końcu mogą sami pytać, o to o co pyta opozycja. Bo wierzę, że większość radnych powiatowych nie kandydowała dla zaspokojenia prywatnego interesu.
O ile w powiecie staroście zależy na utrzymaniu w radzie podziałów, to w samej Ostródzie ten podział próbuje utrzymać opozycja na czele z byłym burmistrzem. Nie tylko ja mam wrażenie, że nowemu burmistrzowi zależy na współpracy. Tym bardziej, że dopiero miasto i jego problemy poznaje od wewnątrz, a więc z perspektywy osoby zaskakiwanej coraz nowymi zależnościami i powiązaniami. Tym bardziej, że musi się uporać z problemami odłożonymi przez swego poprzednika, w tym regulacjami cenowymi i niepozapinanymi inwestycjami, a także niedopiętym budżetem.
Obserwator sesji rady miejskiej dostrzega, że burmistrz Michalak realizuje swoje zapowiedzi i informuje radnych o kolejnych odkrywanych przez siebie problemach. I chociaż, w odróżnieniu od starosty, jego stanowisko nie jest uzależnione od radnych, stara się doprowadzić do współpracy z radą w rozwiązywaniu zastanych i rodzących się, czy też raczej ujawnianych, problemów. A na światło dzienne wypływają coraz nowe. Ciekawe ile jeszcze ich wypłynie. Właśnie przy ich rozwiązywaniu przydatna jest współpraca z radnymi. Także z tymi, którym na współpracy nie zależy. Może jednak zależy im na Ostródzie.
Podobnie jak radnym powiatowym na powiecie. Rozpoczęty rok ujawni ich postawę. Także radnych innych samorządów powiatu ostródzkiego.
A skoro o postawach „społeczników” mowa. Pod koniec poprzedniego roku spotkałem się z nowym wójtem gminy Grunwald Adamem Szczepkowskim. Gabinet wójta sprawiał wrażenie dość dziwne i nieco przygnębiające. Nieodświeżone ściany raziły plamami po wiszących wcześniej obrazach, które wywędrowały razem z poprzednikiem. Regały oczyszczone były z książek, a przy biurku stał nie pasujący do kompletu mebli fotel. A gdzie ten z kompletu? Wójt wzruszył ramionami. Fotela nie było, więc przyniósł z domu prywatny. Można by rzec, że w gminie Grunwald wybory spowodowały zmianę nie tylko wójta, ale i fotela. Mam nadzieję, że nie tylko.
Tymczasem nieco odetchnijmy i trzymajmy kciuki za naszych skoczków narciarskich. Nawet jak żaden z nich Turnieju Czterech Skoczni nie wygra, to i tak dają nam więcej radości niż sesje samorządów.
Włodzimierz Brodiuk