Od początku tej kadencji albo z premedytacją, a bardziej prawdopodobnie z powodu nie przywiązywania żadnej wagi do kształtowania odpowiednich warunków do troski o pacjenta niszczy się dorobek ostatnich kilku a nawet kilkunastu lat ostródzkiego szpitala.
Po ostatniej publikacji opisującej przypadek potraktowania pacjentki na oddziale ortopedii ostródzkiego szpitala, dostałem kilkanaście aż informacji o podobnych zderzeniach pacjenta ze szpitalem. Nie jestem w stanie ich zweryfikować. Idziemy do lekarza po pomoc, ale nie zawsze jest on nam w stanie pomóc. Niestety. Jesteśmy zawiedzeni, a lekarza czy pielęgniarkę często za sprawcę tego zawodu uważamy. I wydajemy oceny zbyt subiektywne i niesprawiedliwe. Tak też jest i niektóre z opisów tych zdarzeń na to wskazują, ale….
– Mężowi nie pomogli, choroba była zbyt zaawansowana i nie mam o to żalu – mówiła jedna z moich rozmówczyń. – Trudno. Ale sposób w jaki jego i mnie potraktowano ….. Lekarz głośno powiedział do pielęgniarki, by trupa nie przyjmować. Dać kroplówkę i niech umiera w domu. Nie przejmował się, że słyszymy… I wyszedł bez słowa. I oto mam żal.
Otóż, większość z relacji, wskazywała na obcesowe traktowanie pacjentów. Skarżący się czuli się, podobnie jak Aleksandra z Miłomłyna, przedmiotami. Kłopotem zbywanym naprędce i byle jak. Być może takiego zamiaru nie było, ale efekt pozostał. A potem złość i bardzo ostre osądy. I negatywne opinie o lekarzu i szpitalu.
Od czasu Hipokratesa, czyli V wieku przed naszą erą, czyli od 2,5 tysiąca lat lekarzy obowiązuje kodeks etyczny. Przybierał on różne kształty, ale podstawową zasadą etyczną pozostawało „nie szkodzić pacjentowi”. Pomijam sferę czysto medyczną (choć zawiera też zalecenia „przeciwdziałania cierpieniu” i „zachowania należytej staranności”), ale „NIE SZKODZIĆ” OZNACZA TEŻ „TRAKTOWAĆ PACJENTA Z SZACUNKIEM”. A na to skarżyli się prawie wszyscy moi rozmówcy.
Lekarz, ogólnie personel medyczny, pracuje w określonych warunkach. I właśnie one mają decydujący wpływ na sposób traktowania pacjenta. Obok bowiem charakteru człowieka, także lekarza, warunki zewnętrzne wpływają na traktowanie innych. Jak mawia mój przyjaciel, jak się musi to się chce, a jak się nie musi …. Warunki stwarza generalnie pracodawca. W przypadku szpitala w Ostródzie jest nim prezes PZOZ S.A. – bezpośrednio, a pośrednio, lecz strategicznie, właściciel szpitala, którego funkcje wypełnia starosta. Radę Nadzorczą pomijam, bo dziś to tylko obdarzeni fuchą statyści.
Od początku tej kadencji albo z premedytacją, a bardziej prawdopodobnie z powodu nie przywiązywania żadnej wagi do kształtowania odpowiednich warunków do troski o pacjenta niszczy się dorobek ostatnich kilku a nawet kilkunastu lat. W wypowiedziach władzy o szpitalu nie widać troski o pacjenta, ale o finanse. Nie ma też faktycznego doceniania kadry medycznej. I nie rzecz w spełnianiu postulatów pracowników, ale w rujnowaniu opieki medycznej poprzez zrywanie kontraktów, wzgardliwe wypowiedzi o lekarzach i publiczne oburzanie się z powodu ich zarobków. Co ciekawe, w stosunku do nowozatrudnionych, oburzenie znika, chociaż poziom finansowy kontraktów się nie zmienia.
Pacjent przychodzi na leczenie do szpitala, ale leczy się u konkretnego lekarza. Ufa -lub nie ufa – konkretnemu lekarzowi. Dlatego też w każdym cenionym przez pacjentów szpitalu ceni się stabilność kadry medycznej. Zespoły medyczne buduje się starannie latami. I tak też czyniono w szpitalu ostródzkim. Zespół na Oddziale Chirurgii Urazowo-Ortopedycznej budowano bodajże od 14 lat. Rosły kwalifikacje i umiejętności młodych (w chwili przyjęcia) lekarzy, którzy wiązali swoją przyszłość ze szpitalem i Ostródą. A lekarzowi, który swe życie osadza w konkretnym miejscu na pewno ZALEŻY i na pewno SIĘ STARA. Stara się o podnoszenie wiedzy, dba o opinię pacjentów, zależy mu na pracy i o to miejsce pracy dba.
W Ostródzie władza postawiła wszystko na głowie. Najpierw zatrudniła powolnego sobie i całkowicie nie związanego z Ostródą prezesa, którego „dorobek” charakteryzowały działania oszczędnościowe polegające na m.in. zamykaniu nierentownych oddziałów i outsourcingu bez oglądania się na pacjentów. Potem pan starosta kazał zatrudnić prezesowi bezrobotnego przewodniczącego Rady Powiatu w celu – jak obaj mówią – lepszej współpracy między starostą i szpitalną spółką, co uznać należy albo za bezczelność, albo za równie bezczelną kpinę. I ruszono z procesami „ekonomizacji szpitala” wzorem Tczewa czy Gdyni, które na szczęście napotkały na zdecydowany odpór pracowników i części radnych. Nagłośnienie odstręczyło potencjalnych kontrahentów. Pomysły prezesa w poprzednich szpitalach zakończyły się jego odwołaniem. W Ostródzie jednak ma pomocnika wprost od starosty, zatem mógł (może) kontynuować działania. Ostatecznie do pracy w szpitalu tylko dojeżdża. Czasowo raczej.
W wyniku tych działań atmosfera pracy w szpitalu wyraźnie zgęstniała. Pracownicy – nie tylko doświadczonych pomysłami outsourcingu działów – poczuli się zagrożeni. Próbą obrony było zorganizowanie się części średniego personelu w związku zawodowym „Solidarność”. Nowy związek powstał, bo istniejący wcześniej branżowy związek nie budził zaufania protestujących.
O ile jeszcze działania „racjonalizatorskie” można byłoby jakoś pokrętnie wytłumaczyć – no cóż, pacjenta mają w d…e, ale na kasie im zależy – to pozbywanie się doświadczonej, sprawdzonej i osadzonej w Ostródzie kadry lekarskiej jest TOTALNIE NIEZROZUMIAŁE. To tak jakbym poszedł do radnego stomatologa Andrzeja Waszczyszyna i kazał mu wyrwać swoje zdrowe zęby i włożyć w ich miejsce wątpliwej jakości implanty. I do tego z pełną świadomością, że za chwilę wymienię je na inne. Każdy chyba puknąłby się w czoło i pomyślał: idiota!
To samo można by powiedzieć o pozbywaniu się lekarzy, gdyby za punkt odniesienia przyjąć interes i dobro pacjenta. Jednak władza, tak chętnie o owym dobru pacjenta głosząca z trybuny, w zaciszu gabinetu podejmuje decyzje w dbałości też o dobro, ale – aż nazbyt często – własne. I wówczas decydują inne kryteria. OSOBISTE, PRYWATNE. O pacjencie władza pomyśli, gdy zagrozi on interesowi władzy.
Warto o tym pamiętać narzekając na szpitalną usługę i bylejakość.
Nie tylko ryba psuje się od głowy….
W.B.