XXXII Letnie Igrzyska Olimpijskie TOKIO’2020 przeszły do historii. Święto sportu zduszone pandemią było też zwycięstwem nad pandemią. Przesunięte o rok, bez widzów, z rygorami i ograniczeniami, ale jednak się odbyło. I to był sukces idei olimpizmu, wzmocniony wysokim poziomem sportowym.
Dla nas miała to być Olimpiada z rekordową liczbą medali. Mówiło się o ponad 40 szansach na medal. Jak zwykle dmuchano balonik, a gdy pękł, cieszyliśmy się z 14 medali. Mimo wszystko. Sport jest wymierny. Liczą się punkty, sekundy, centymetry. Ale też w większości rywalizacji niesie niewiadome. Bo nawet zdecydowani faworyci narażeni są na stress, czynniki atmosferyczne, niedyspozycje i kontuzje. W Tokio na wyniki rzutu oszczepem znaczny wpływ miała na przykład nawierzchnia rozbiegu.
Tokio gościło olimpijczyków po raz drugi. W 1964 roku w 21 dyscyplinach wystartowali sportowcy z 94 krajów. Medale zdobyło 41 państw. W tym roku liczba dyscyplin wzrosła do 37, a na starcie stanęły reprezentacje 205 krajów, z których 96 sięgnęło po medale.
Dla nas Tokio’1964 kojarzy się ze złotymi medalami bokserów, tym bardziej lśniącymi, że w finałowych walkach Grudzień, Kulej i Kasprzyk pokonali zdecydowanie rosyjskich przeciwników. Kojarzy się też z błyskotliwym zwycięstwem naszych sprinterek na 4×100 i srebrem sztafety sprinterów. Nie tylko w sztafecie zalśniła gwiazda Szewińskiej, wówczas Kirszenstein, która sięgnęła także po srebro na 200 m i skoku w dal. Baszanowski w heroicznym boju zdobył złoto w ciężarach, a Franke – we florecie.
W Tokio’1964 zdobyliśmy aż 23 medale. Więcej nasi sportowcy przywieźli z Moskwy w 1980 roku – 32 i z Montrealu w 1976 roku – 26, ale pierwszą zbojkotowali sportowcy większości krajów zachodnich, a drugą – kraje afrykańskie. W Tokio zdobyliśmy wówczas 7 medali złotych, 6 srebrnych i 10 brązowych. W pięciu z 12 dyscyplin w jakich startowali nasi sportowcy: w lekkoatletyce (2-4-2), boksie (3-1-3), ciężarach (1-0-3) i szermierce (1-1-1) oraz siatkówce kobiet (brąz). Dziś z tych dyscyplin błyszczymy tylko w lekkoatletyce.
Oba tokijskie igrzyska dzieli 57 lat. Zmieniły się metody szkolenia, oprzyrządowanie, sprzęt, stroje. Pozostała rywalizacja. Nie tylko sportowa. Dla wielu państw udział w olimpiadzie jest kwestią polityczną, a zdobycie medalu w szczególności. Stąd w reprezentacjach wielu krajów, zwłaszcza Europy i Arabii, coraz więcej sportowców asymilowanych, zwłaszcza z Afryki i Kuby. Bo to nie tylko promocja kraju, także jego potęgi. Tak jak przed laty, tak i teraz, o zwycięstwo w klasyfikacji medalowej ścigały się światowe mocarstwa. Ongiś USA i ZSRR, dziś USA i Chiny. Amerykanie jeszcze wygrali, ale rzutem na taśmę. Czy utrzymają swą pozycję w Paryżu? W 1964 roku Chińczycy nie zdobyli żadnego medalu, teraz – 87 medali, w tym 38 złotych.
Dziś sport to kasa. W wielu krajach istnieją rozbudowane systemy wyłapywania talentów i szkolenia. W Stanach zbudowany on jest na sportowej rywalizacji praktycznie w każdym mieście, hrabstwie, stanie, a zwieńczeniem jest system stypendiów uczelnianych i sponsorskich. W Chinach to scentralizowane szkolenie przyszłych mistrzów. U nas próbujemy budować własny system. Z różnym skutkiem i przy zróżnicowanym wsparciu. Niestety, jak w każdej dziedzinie, zbyt dużo w tym polityki, a zbyt mało profesjonalizmu.
Największą niespodzianką Olimpiady było złoto Dawida Tomali w chodzie na 50 km. Po zwycięstwie opowiadał: „znudziłem się, to przyspieszyłem, obejrzałem się, nikt nie dołączył, to poszedłem swoje”. Za swoje. Żeby sięgnąć po medal Tomala musiał na przygotowania najpierw zarobić i skorzystać z pomocy rodziny. Srebrna Andrejczyk, po czterech operacjach i z kontuzją barku, musiała sama znaleźć rehabilitanta. To nie jedyne przypadki, kiedy zabrakło instytucjonalnego wsparcia. Bo zabrakło kasy? Chyba nie, skoro znalazła się na opłacenie wyjazdu i pobytu w Tokio polityka Czarneckiego.
Olimpiada potwierdziła, że jesteśmy mocni w lekkoatletyce (9 medali). Medale nadal przynosi nam kajakarstwo (srebrny i brązowy) i wioślarstwo (srebrny). W pamięci pozostaną biegi znakomitych „aniołków Matusińskiego” i Patryka Dobka, pech Marcina Lewandowskiego, setne sekundy do medalu kajakarki Marty Walczykiewicz, pewność i spokój Wojtka Nowickiego oraz ulga Fajdka, uśmiech Włodarczyk i łzy Malwiny Kopron. Ale chyba nie tylko. Także bezradne spojrzenie Bartka Kurka. I puste trybuny.
Pozostanie też, jak to niestety u nas bywa, niesmak z ociągania się prezydenta Dudy z życzeniami dla pierwszych polskich medalistek – srebrnej czwórki wioślarek. Bo jedna z nich nie kryje swojej orientacji seksualnej. Pozostanie też niesmak z hejtu, który wylał się na naszą oszczepniczkę, gdy ujawniła, że jej partnerem jest były narzeczony Skolimowskiej. Obrzydliwość ta króluje, niestety, w mediach społecznościowych, czego doświadczamy także nagminnie w Ostródzie.
Ta odrobina dziegciu nie zatruwa jednak emocji i radości jakich dostarczyli nam nasi olimpijczycy. Nie tylko medaliści. Gratulujemy, dziękujemy i czekamy na Paryż.
Włodzimierz Brodiuk