Hejt maskowany powagą

Cztery lata temu, 7 grudnia, uruchomiłem swój blog poświęcony – jak wtedy napisałem – samorządowej rzeczywistości. Impulsów ku temu było kilka, a jednym z nich fakt, że władzę w powiecie objęli ludzie, których mottem zdawało się być „przed nami nic nie było, a po nas może być i potop.”  I żeby tę tezę udowodnić zatrudniono nawet stażystę z zadaniem wyczyszczenia  historii powiatowego samorządu, głównie lat 2007 – 2014, kiedy to odnotowano największy dotychczas zakres inwestycji i rozwój infrastruktury. Spodziewając się takiego działania przeniosłem jesienią 2014 roku informacje o działaniach samorządu w tych latach z internetowej  strony powiatu na własną.

Blog był naturalną konsekwencją rozwoju portali społecznościowych. Mogą inni, to czemu nie spróbować. Tym bardziej, że jako radny czułem się coraz bardziej zniesmaczony medialnym przekazem o działaniach samorządu, które nijak miały się do rzeczywistości, o mechanizmach działania władzy nie wspominając, a o powodach decyzji tym bardziej. Blog miał być, i takim się ostatecznie stał, opisem zdarzeń i faktów, które „umykały” relacjom dziennikarskim. Odsłanianiem kulis decyzji. Jasne, że były i są to moje komentarze zdarzeń. Staram się być obiektywny. Co się nie zawsze – trzeba przyznać – udaje, ale zawsze opieram się na faktach, a przypuszczenia i domysły wyraźnie zaznaczam. Bo krytyczne spojrzenie traci swój walor, gdy wspiera się je wymysłami bez pokrycia. I brakiem konkretów.

Właśnie opieranie się na konkretach spowodowało, że wygrywałem wszystkie oskarżenia o „zniesławienia”, „podważania zaufania”, itp. Ostatnio wskazał na to w swym uzasadnieniu Sąd Okręgowy w Elblągu oddalając powództwo ostródzkiego szpitala. Wytykać można, a nawet należy, gdy wytyk ten jest uzasadniony faktami i dowodami.

Krytyka jest dziś wszechobecna. Głównie dzięki Internetowi. To banał, ale krytyka krytyce nie równa. Gdy dociera do nas warto zastanowić się nad jej powodami. A jest ich co najmniej kilka. Po pierwsze może to być zwykła zazdrość, poczucie niższości, albo ukryty cel  – dyskredytacja krytykowanego dla osiągnięcia własnej korzyści. Po drugie – krytyka może wynikać z chęci pomocy w rozwiązaniu jakiejś kwestii, doradzenia. Wreszcie po trzecie, przyczyną krytyki może być nuda i bezinteresowna chęć przywalenia komuś ku własnej uciesze.

Pomińmy trzeci z powodów, który występuje dość często, ale jest w swojej istocie irracjonalny i z reguły ma charakter destruktywny. W krytyce wynikłej z pozostałych przyczyn warto odpowiedzieć sobie o jej charakter, bo moim zdaniem same powody nie zawsze decydują o charakterze krytyki. O ile zazdrość i poczucie własnej niższości pcha ku dowalaniu tylko krytykowanemu,  a chęć pomocy sprzyja krytyce konstruktywnej, o tyle realizacja celu własnego nie prowadzi wyłącznie do destrukcji.

Ale jak rozróżnić, czy krytyka jest konstruktywna czy nosi znamiona hejtu. Znawcy tematu wskazują na kilka cech krytyki konstruktywnej. Przede wszystkim dotyczy ona tematu czy problemu do rozwiązania, a nie osoby. Jest konkretna. Wytyka błędy, ale jednocześnie wskazuje co należałoby uczynić i  jest otwarta na argumenty przeciwne. Taka krytyka wywołuje dyskusję, prowadzi do analiz i wypracowania decyzji. Nie narzuca jedynie słusznych rozwiązań. W swojej istocie jest bezinteresowna.

Krytyka destrukcyjna jest przeciwieństwem poprzedniej. Po pierwsze skupia się na osobie, a sam temat jest tylko pretekstem do krytyki osoby.  Krytykujący posługuje się ogólnikami i fragmentarycznymi danymi, wyrwanymi z kontekstu. Powołuje się na negatywne opinie innych, bez uzasadnienia. Krytyka taka nie jest otwarta na dyskusje i argumenty nie pasujące do stawianej tezy. Krytykujący próbuje podporządkować sobie krytykowanego. Celem nie jest rozwiązanie konkretnego problemu, ale stworzenie obrazu nieudolności, niekompetencji krytykowanego. Na tle krytykowanego krytykujący ma się jawić niczym zbawca. Uważnego obserwatora nie da się oszukać, ale przy dużym natężeniu emocji takie krytykanctwo może krytykowanego niszczyć. I otworzyć pole krytykantowi do realizacji zamierzonego celu.

W naszej debacie publicznej przeważa destrukcja. Niszczenie przeciwnika. Wszak polityka jest brudna – tłumaczą . To nie jest usprawiedliwienie dla uprawiania politycznego hejtu. Bo – według mnie – jest to hejt maskowany powagą funkcji ministra, posła czy radnego.

Dominuje także w walce o władze w naszym mieście. Partie dostały po nosie. Wybrano bezpartyjnego. Teraz obrywa on za mrzonki. Mrzonki o tym, że ważniejszy do interesów partyjnych (czytaj partyjnej „elity”) jest interes miasta, że pogodzą się z wynikami i konsekwencjami wyboru niezależnego od nich burmistrza. Nic bardziej mylnego. Gdyby podzielił się tortem władzy i stanowiskami – miałby prawdopodobnie spokój i wsparcie. Nie podzielił się? Ma referendum zainicjowane przez „zwykłych” mieszkańców. O jednym z nich już wspomniałem. Inni są jak ci z list poparcia dla sędziów KRS. Utajnieni. Tak jak nieznani są twórcy „obywatelskich” hejtowych portali.  A ludzie i tak wiedzą.
Myślę, że nauczyliśmy się już czytać między wierszami.

Włodzimierz Brodiuk

Comments

comments