MORLINY: SMRÓD POLITYKOM NIE PRZESZKADZA

Nad wysypiskiem śmieci w Morlinach ciąży jakieś fatum – mówi mi jeden z byłych już właścicieli terenu. Brzmi to może absurdalnie, ale wydaje się jakby nikomu z decydentów nie zależało na likwidacji tej ekologicznej bomby. Nowym właścicielom zależało na usunięciu odpadów, uporządkowaniu działek i rozpoczęciu produkcji europalet. Dość szybko przekonali się, że nikt nie chce im udzielić pomocy, za to mnożyły się biurokratyczne przeszkody. Na pozbyciu się smrodu na pewno zależy tylko mieszkańcom.

Przypomnijmy. Interes pod nazwą „sortownia odpadów” nie wypalił, a nowy właściciel Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych uznał, ze bardziej opłaca się nic nie robić sobie z nakazów bezsilnej państwowej administracji niż wykładać setki tysięcy złotych na wywóz śmieci. Między starostwem urzędem marszałkowskim i wojewodą, a także służbami ochrony środowiska i sanitarno – epidemiologicznymi krążyły pisma udowadniające pospołu ich nadawcom i odbiorcom, że nic zrobić nie można. To w PUK wiedziano i bez tych pism. A gdy do spółki wkroczył komornik, nadzieją pozostał już tylko nabywca działek, który w usunięciu śmieci miałby interes.

NOWY WŁAŚCICIEL – NOWE BARIERY

Po kilku nieudanych przetargach, wreszcie w marcu 2016 roku znalazł się nabywca, który postanowił w Morlinach usytuować wytwórnię europalet. Realizacja zamiaru oznaczała dla Morlin pozbycie się smrodu i nowe stanowiska pracy. Teren wysypiska z przyległościami został sprzedany za kwotę ok. 200 tysięcy złotych. Tanio, ale do tego należało dołożyć koszt wywozu odpadów, który szacowano na ok. 600 tys. złotych. Łącznie dawało to kwotę zbliżoną do wysokości transakcji w tym rejonie.

W akcie notarialnym nowy właściciel zobowiązał się do usunięcia odpadów. Wydawało się, że nie będzie stanowiło to problemu, jako że w kalkulacji ujął koszt wywozu, odpady stają się pożądanym towarem, a publicznie składanych deklaracji pomocy w rozwiązaniu kłopotu mieszkańców nie brakowało. Ba, tylko że deklaracje okazały się bez pokrycia, a nadto nad nowym właścicielem zawisł nierozwiązany problem opłat środowiskowych.

Na dobrą sprawę nie wiadomo ile w Morlinach nagromadzono odpadów. Opłatę środowiskową ocenia się na sporo ponad milion złotych. I nie wiadomo kto ma ją opłacić. Nagle też okazało się, że nie ma chętnych na przyjęcie śmieci, na co prawdopodobnie ma wpływ także nierozliczona opłata środowiskowa. By nie gmatwać szczegółami. Opłatę w przypadku odpadów wylicza i odprowadza do urzędu marszałkowskiego końcowy odbiorca, a zależna jest ona od sposobu utylizacji. Najwyższa jest w przypadku składowania odpadów i liczy się ją od wielkości tych odpadów.

OD WÓJTA DO MARSZAŁKA

Zgodnie z ustawą o odpadach wójt gminy ma obowiązek wydać nakaz usunięcia śmieci składowanych na danej nieruchomości. I formalnie może umyć ręce. Ale sytuacja w gminie Ostróda jest bardziej skomplikowana. Otóż obecny wójt wygrał wybory w dużej mierze dzięki gromkim zapewnieniom, że problem śmieci zlikwiduje. I się nie udało. Usprawiedliwia się, że zabiegał, ale nie ma siły przebicia, lecz stara się nadal.

Starosta zdał się na działania swej administracji, która realizowała obowiązki wynikające z zadań zleconych administracji rządowej. Robiła to co wcześniej, czyli dopominała się działań inspekcji ochrony środowiska i sanitarnej, próbowała doprowadzić do zastępczego wywozu odpadów. Bez wsparcia służb marszałka działania takie skutku przynieść nie mogły. I wreszcie po zmianie właściciela działek starosta mógł odetchnąć, bo w tym momencie jego obowiązki spadły na wójta.

Służby marszałka robiły wszystko formalnie, zgodnie z zasadą biurokracji ciągle wskazując na bariery przepisów i brak środków finansowych. Gdzieś na marginesie telepał się problem niby drobny, ale jak się okazuje istotny, opłat środowiskowych. To właśnie marszałek może, zgodnie z art. 67a par.1.3 „Ordynacji podatkowej” (cytuję) „umorzyć w całości lub w części zaległości podatkowe, odsetki za zwłokę lub opłatę prolongacyjną”. Może to uczynić ze względu na ważny interes społeczny.

200301

Marszałek województwa Marek Gustaw Brzezin, starosta ostródzki Andrzej Wiczkowski i wójt gminy Ostróda Bogusław Fijas to trzej polityczni partnerzy. Dwaj pierwsi są także członkami tej samej partii – PSL. Trzeci sympatyzuje z tą partią, a fotel wójta objął przy wsparciu poprzedniego wójta, którym był dzisiejszy marszałek. Wszyscy są mieszkańcami gminy Ostróda. Prominentnymi. Są na tym terenie osobami o największej decyzyjności.

Wydawałoby się, że całej trójce „gospodarzy” (województwa, powiatu i gminy) powinno zależeć na usunięciu problemu gnębiącego mieszkańców Morlin, gminy i Ostródy. Wydawałoby się, bo wydarzenia temu przeczą. Przy odrobinie dobrej woli ci trzej decydenci powinni usiąść przy jednym stole z obecnym właścicielem działki ze składowiskiem i zlikwidować wszystkie biurokratyczne bariery blokujące usunięcie odpadów.

Dlaczego tego nie zrobili? Czekają na dogodny przedwyborczy moment? Czy wtedy okaże się, że Zakład w Rudnie przyjmie odpady? Bo dziś odmawia.

Kod odpadów 200301 nie oznacza odpadów niebezpiecznych. Oznacza odpady komunalne.

W.B.

Comments

comments