Samodzierżawie po polsku

Czas na reformę samorządów terytorialnych

Coraz częściej słychać głosy, że w samorządach utrwalił się szkodliwy system „świętych krów”, czyli wójtów, burmistrzów i prezydentów, którzy wykorzystując do perfekcji niedoskonałości ustaw samorządowych, stworzyli imperia demokracji sterowanej. Niektórzy krytycy tej rzeczywistości całą winą obarczają partie polityczne i nawołują do bojkotowania partyjnych samorządowców. I o ile wina partii jest niepodważalna, to one bowiem mogą wprowadzić działania naprawcze, ale tego nie czynią, o tyle z wad samorządowego systemu korzystają nie tylko bossowie z partyjnymi legitymacjami.

Jerzy Stępień, jeden z twórców reformy samorządowej, wręcz stwierdza, że rozziew pomiędzy pierwotną wizją a obrazem dzisiejszej Polski lokalnej jest tak ogromny, że chwilami powątpiewam, czy plan i jego realizacja mają ze sobą coś wspólnego.” I dodaje, że standard cywilizacyjny fundamentu demokracji zamieniliśmy po prostu w samodzierżawie”.

Zgodnie ze standardami demokracji władzą w gminie powinna być rada gminy. To przedstawiciele lokalnych społeczności mieli zgodnie z reformą samorządową decydować o sprawach gminy, a jej decyzje miał wykonywać wójt. Rada nie miała być – jak peerelowska rada narodowa – bezradna. Ale już w 1994 roku SLD z PSL próbowały uniezależnić wójta od rady wprowadzając bezpośrednie wybory tego ostatniego. Uzasadnieniem było „ubezwłasnowolnienie” władzy wykonawczej i duża bezwładność decyzyjna. Wprowadzenie zmiany zablokował prezydent Wałęsa. Ale druga próba noweli ustawy w 2001 roku, była już udana. Droga do nepotyzmu i samodzierżawia stanęła otworem. Z obserwacji wynika, ze najbardziej na tym rozwiązaniu skorzystało PSL, które utrwaliło swą władzę w większości gmin wiejskich.

Co ciekawe w roku 1994 roku Polska, w której rządy sprawowały wspomniane partie ratyfikowała Europejską Kartę Samorządu Lokalnego, a ta stwierdza wprost, że społeczności lokalne rządzą się za pośrednictwem rad, którym podlegają organy wykonawcze. Od 2001 roku notujemy wyraźny trend tracenia władzy przez rady gmin na rzecz wójtów. Rady gmin(miast) zaczęły być balastem bez decyzyjnego znaczenia, co ugruntowywały kolejne zmiany samorządowego prawa, już przy udziale innych nie tylko wymienionych partii.

Być może mentalnie bliżej nam do wschodniej „demokracji”, w której zamiast w polemikach i znojnym ścieraniu się poglądów i postaw osiągać wspólnie ustalone cele, wolimy oddawać swe prawa „wodzom”. Może. Ale jednak o pozbawianiu się praw i „uwschodnieniu” samorządowego władztwa nie decydowaliśmy w żadnym referendum. Zadecydowały o tym partie, a właściwie ich przywódcy z wodzowskimi ciągotami, którzy z ustami pełnymi demokratycznych frazesów, razem i każdy z osobna dążą do utrwalania partyjnej władzy.

Partie wpisane są w reguły demokratycznego systemu i bez nich nie można praktycznie go realizować. Stąd nawoływanie do bojkotu ich przedstawicieli jest w zasadzie działaniem przeciw tym regułom. Tym bardziej, że problem tkwi nie w partyjności lub jej braku lecz w spaczonym systemie samorządowego władztwa.

Wójt czuje się w dużym stopniu bezkarny, gdyż wybrany bezpośrednio może zostać odwołany tylko poprzez referendum. Bardzo niską skuteczność tego narzędzia udowadniają liczne przykłady. A to w sporej mierze jest efektem nepotyzmu, który wielu z gminnych „przywódców” bez obaw stosuje, a co byłoby znacznie ograniczone przy ich wyborach (i odwoływaniach) przez radę gminy.

Według badań przeprowadzonych w gminach do 5 tysięcy mieszkańców, gdzie skala wszechwładzy wójta jest największa, ma on do „dyspozycji” około 300 stanowisk w podległych mu urzędzie i podmiotach pośrednio lub bezpośrednio zależnych od gminy. Czyli od wójta. Zależnych także gospodarczo. Gdy się tę liczbę uzupełni o członków rodzin to od pana wójta zależnych jest około tysiąca wyborców. A że do urn idzie co trzeci potencjalny wyborca to wójt z tysiącem szabel ma następną kadencję zapewnioną.

Przeciwdziałaniem takim „zwycięstwom” może być ukrócenie nepotyzmu poprzez oddzielenie władzy politycznej (rada gminy i wójt) od władzy administracyjnej. Rozwiązaniem byłoby utworzenie niezależnej od personalnej władzy wójta administracji gminnej z dyrektorem urzędu gminy, który sprawowałby nadzór nad obowiązkami typowo administracyjnymi. Taka propozycja przy reformie samorządowej nawet została zgłoszona, ale natychmiast ją odrzucono.

Po szeregu „usprawnień” mamy więc dziś powszechne w gminach „samodzierżawie” lokalnych „przywódców” (grup), marazm nie wierzących w możliwość zmiany wyborców i utrwalający system mechanizm zależności od gminnej „góry”. Część wójtów nawet nie tworzy pozorów liczenia się z radą gminy i na obradach rady zjawia się od święta. Wystarczy „przysługami” zapewnić sobie wsparcie większości rady, by z opozycją się całkowicie nie liczyć.

Bo jakie instrumenty dyscyplinowania ma dziś rada gminy (miasta)? Poza możliwością zarządzenia referendum (z kiepskimi szansami na sukces) – żadnych.

Nie uchwalić budżetu, w którym wójt (burmistrz) na przykład realizuje „wsparcie” swym zausznikom? Nie uchwali rada, to Regionalna Izba Obrachunkowa zatwierdzi prowizorium budżetowe, czyli projekt wójta.

Nie przyjąć realizacji budżetu i nie udzielić absolutorium? Proszę bardzo. Ma prawo. Ale i tak nic to nie da, jeżeli wójt (burmistrz) zrealizował prowizorium i nie popełnił żadnego czynu niezgodnego z prawem. A prawo o wójta i burmistrza dba.

Sprawujący dziś władzę PiS zapowiada zreformowanie reformy, ale jedynym konkretem jest projekt wprowadzenia kadencyjności wójtów i burmistrzów. To działanie pozornie skuteczne. Raczej na poklask niż na rozbicie klik, które w części gmin i miast mocno się już usadowiły. Po ograniczeniu kadencyjności tracącemu stanowisko wójtowi „grupa wsparcia” zapewni „pracę na przetrwanie”, a jego miejsce zajmie zastępca z „grupy wsparcia”. Na okres formalnie konieczny. I WSZYSTKO POZOSTANIE PO STAREMU.

Ba, wprowadzenie kadencyjności może nawet klikowatość samorządowego układu wzmocnić. Kadencyjność pozwoli bowiem wyeliminować wójtów i burmistrzów, którzy się z grupą nie ułożą. Po odejściu ze stanowiska pracy w miejscowościach zamieszkania raczej nie znajdą. Niewygodnych łatwiej się będzie pozbyć.

Jedynym w miarę skutecznym działaniem jest wyłącznie spod władzy wójta czy burmistrza części administracji, ustanowienie ustawowego dyrektora urzędu niepodległego burmistrzowi czy wójtowi i zastąpienie wyborów bezpośrednich wyborem przez radę gminy czy miasta.

Póki co samodzierżawie po polsku rozkwita.

Comments

comments